Biskupia Kopa 890m n.p.m - 23.10.2010
We wrześniu, Ula, z którą byłam na Skrzyczne zadała mi zaskakujące pytanie. Mianowicie: "Kiedy znowu jedziemy w góry?" Szczerze powiedziawszy nie miałam przygotowanej w głowie jakiejkolwiek odpowiedzi na to pytanie. Po ostatnim wypadzie nie sądziłam, że będzie chciała ponownie zawitać na górskie szlaki.
Nie pozostało mi nic innego jak wyciągnąć mapę i wybrać coś w pobliżu jej studenckiego miasta jakim jest Opole. Góry Opawskie czekały z otwartymi ramionami... Termin mojego przyjazdu do Opola ustaliłyśmy na koniec października. Cały weekend został ogłoszony urodzinowym wypadem na Biskupią Kopę. (Obie przyszłyśmy na świat właśnie w tym miesiącu.) Pogoda zamówiona z miesięcznym wyprzedzeniem, dotarła na czas!
Około godziny 12 jesteśmy w Jarnołtówku. Małej wiosce, znajdującej się blisko Prudnika. To właśnie stąd rozpoczyna się najwięcej szlaków na najwyższy szczyt Gór Opawskich. Czekał już tam na nas kolega z forum Góry-Szlaki. Kamil ma rzut beretem do tej części Sudetów. Jest tam prawie co weekend. Myślał, że wie już o nich wszystko. Jednak w sobotnie popołudnie i jego dopadło zaskoczenie. Według mapy jaką udało mi się zakupić w rodzinnym mieście, wejście na Biskupią Kopę zaproponowałam szlakiem czerwonym z Jarnołtówka. Jednak sytuacja w terenie tego nie odzwierciedlała. Postanowiliśmy nie tracić czasu i pójść od strony Pokrzywnej (jeszcze mniejszej wioski) - jak zaproponował Kamil. Dzięki temu poznaliśmy prawdziwe oblicze Gór Opawskich. Niewiele osób zapewne wie, że posiadają własne "Piekiełko" czy "Gwarkową Perć". Na to drugie niestety nie mogliśmy sobie pozwolić z braku czasu. Natomiast Ula na samą myśl wchodzenia po metalowej drabince mówiła stanowczo "nie". Przez całą drogę plotkowaliśmy o górskich planach czy przygodach jakie nas spotkały (nie mogłam sobie odmówić nieopowiedzenia o sensacjach żołądkowych podczas pobytu w Zakopanem z 2007 roku). Na Biskupiej Kopie (po czesku: Biskupska Kupa) jesteśmy o 15. Na wieży bardzo spodobał mi się pomysł napisów, dzięki którym wiadomo było co w danym kierunku widać. Widoczność była dobra, chociaż szkoda, że niewidoczny był Praděd (najwyższy szczyt Jeseníków).
W schronisku było dużo innych ciekawych rzeczy, np. wyrzeźbiona wieża wyglądająca jak duży pionek do gry w szachy czy wyrzeźbione krzesła z dobrze zapisanymi na kartach historii Polski twarzami (m.in Jaruzelski czy Wałęsa). Po 30 minutach kierujemy się do Jarnołtówka, mijając po drodze dość dziwne kierunkowskazy.
PS. Podziękowania dla Kamila za sprawne prowadzenie grupy :P oraz Uli za całokształt tego weekendu.
Nie pozostało mi nic innego jak wyciągnąć mapę i wybrać coś w pobliżu jej studenckiego miasta jakim jest Opole. Góry Opawskie czekały z otwartymi ramionami... Termin mojego przyjazdu do Opola ustaliłyśmy na koniec października. Cały weekend został ogłoszony urodzinowym wypadem na Biskupią Kopę. (Obie przyszłyśmy na świat właśnie w tym miesiącu.) Pogoda zamówiona z miesięcznym wyprzedzeniem, dotarła na czas!
Około godziny 12 jesteśmy w Jarnołtówku. Małej wiosce, znajdującej się blisko Prudnika. To właśnie stąd rozpoczyna się najwięcej szlaków na najwyższy szczyt Gór Opawskich. Czekał już tam na nas kolega z forum Góry-Szlaki. Kamil ma rzut beretem do tej części Sudetów. Jest tam prawie co weekend. Myślał, że wie już o nich wszystko. Jednak w sobotnie popołudnie i jego dopadło zaskoczenie. Według mapy jaką udało mi się zakupić w rodzinnym mieście, wejście na Biskupią Kopę zaproponowałam szlakiem czerwonym z Jarnołtówka. Jednak sytuacja w terenie tego nie odzwierciedlała. Postanowiliśmy nie tracić czasu i pójść od strony Pokrzywnej (jeszcze mniejszej wioski) - jak zaproponował Kamil. Dzięki temu poznaliśmy prawdziwe oblicze Gór Opawskich. Niewiele osób zapewne wie, że posiadają własne "Piekiełko" czy "Gwarkową Perć". Na to drugie niestety nie mogliśmy sobie pozwolić z braku czasu. Natomiast Ula na samą myśl wchodzenia po metalowej drabince mówiła stanowczo "nie". Przez całą drogę plotkowaliśmy o górskich planach czy przygodach jakie nas spotkały (nie mogłam sobie odmówić nieopowiedzenia o sensacjach żołądkowych podczas pobytu w Zakopanem z 2007 roku). Na Biskupiej Kopie (po czesku: Biskupska Kupa) jesteśmy o 15. Na wieży bardzo spodobał mi się pomysł napisów, dzięki którym wiadomo było co w danym kierunku widać. Widoczność była dobra, chociaż szkoda, że niewidoczny był Praděd (najwyższy szczyt Jeseníków).
Tam gdzieś z dala machają z Pradziada.
Do Tatr jedyne 220km.
Widok z wieży na polską stronę.
Przed wieżą na Biskupiej Kopie.
Wybudowana w 1898r. w jubileusz 50-lecia
panowania Franciszka Józefa I. Mierzy 18 metrów.
Ja z Ulą skaczemy do zdjęcia na raz, dwa, trzy!
O 16 w drodze powrotnej zatrzymujemy się w schronisku "Pod Biskupią Kopą" (www.kopabiskupia.republika.pl). Podczas konsumpcji zaciekawiają mnie wiszące krawaty na jednej z poprzecznych belek. Krawaty są ku przestrodze innym, gdyż:
"Oświadcza się wszem, wobec i każdemu z osobna,
Że kto na Kopę w krawacie wejdzie, temu hańba okropna,
Albowiem każdy prawdziwy wie turysta,
Że krawat w górach to bzdura oczywista."
Że kto na Kopę w krawacie wejdzie, temu hańba okropna,
Albowiem każdy prawdziwy wie turysta,
Że krawat w górach to bzdura oczywista."
W schronisku było dużo innych ciekawych rzeczy, np. wyrzeźbiona wieża wyglądająca jak duży pionek do gry w szachy czy wyrzeźbione krzesła z dobrze zapisanymi na kartach historii Polski twarzami (m.in Jaruzelski czy Wałęsa). Po 30 minutach kierujemy się do Jarnołtówka, mijając po drodze dość dziwne kierunkowskazy.
Dla fanów piwa, taki napis zapewne jest bardzo
Parę minut przed 18 jesteśmy z powrotem przy rondzie, gdzie jeszcze parę godzin wcześniej się spotkaliśmy. Ostatecznie wejście na Biskupią Kopę dokonaliśmy idąc żółtym szlakiem (chyba najbardziej popularny wśród turystów). Myślę, że warto będzie wrócić w Góry Opawskie. Mają potencjał. Może przy okazji pokonywania Szlaku Czarownic, kto wie? :)
PS. Podziękowania dla Kamila za sprawne prowadzenie grupy :P oraz Uli za całokształt tego weekendu.
Trzeba przyznać, że nie marnujesz czasu, a i pomysłów nadal Tobie nie brak :)
OdpowiedzUsuńTak trzymaj!
Miło się czyta to, o czym piszesz :) Pozdrawiam bratnią duszę i zapraszam do mnie ;)
OdpowiedzUsuńSię szykuj na Śnieżnik - kolejny kamyk do Korony ;)
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz na naszej stronie:) widzę, że też sporo chodzisz po górach. Powodzenia w zdobywaniu koron :)i może do zobaczenia kiedyś gdzieś na szlaku :) Pozdrawiamy Marzena i Krzysiek
OdpowiedzUsuń