Źródła Łaby 1387 m n.p.m
O weekendzie majowym w Polsce mówi się co roku. Na ustach wszystkich mediów zawsze wałkowane są trzy główne tematy z dziedziny: motoryzacji, gastrologii i tej najważniejszej, pogodowej. Tak, właśnie o pogodzie dyskutuje się najczęściej. Pewnie dlatego, że nie mamy na nią żadnego wpływu. A niebo nad naszymi głowami przez długi majowy weekend było w naszym kraju mocno zróżnicowane.
W planach były Tatry. Stwierdziliśmy jednak z Damianem, że musimy odpuścić i szukać swojej szansy w innym terminie. Prognozy pogodowe oscylowały raz to na deszcz raz to na umiarkowane zachmurzenie. Do rezygnacji skłoniły nas także warunki na szlakach. Przejściowa pora między pozostałościami zimy, a zalążkami wiosny stawiała przed nami trudne pytania ze sfery chociażby obuwniczej: wygłupiać się w dolinie z laczkami* na nogach czy biegać w żlebie po śniegu w cichobiegach na vibramie? Dopadła nas konsternacja, która zakneblowała nam na parę dłuższych chwil usta przed monitorem laptopa. Dobra, zróbmy w końcu te źródła Łaby w Karkonoszach, które leżą mi na wątrobie od ponad roku - stwierdziłam zdecydowanie. Muszę przyznać, że temat czeskiej strony uwierał mnie od bardzo dawna. Wklepałam namiary na karkonoską pogodę. Super! Na niedzielę słońce bez dodatków. Jedziemy!
Na trasie do Jagniątkowa, Damian przebąkuje coś o Koralowej Ścieżce. Hmm brzmi całkiem sympatycznie. Parkujemy Żabę na autobusowej pętli(?) i bez większego rozwichrzenia startujemy obierając kierunek na niebieski szlak. Mijamy bramy Karkonoskiego Parku Narodowego. Narzucamy sobie tempo w stylu ospałego zająca uciekającego przed drapieżcą, by pokonać określoną czasówkę przejścia na Czarną Przełęcz o kilkadziesiąt minut prędzej. W połowie trasy dorwał nas deszcz! (Zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno dobrze wklepałam prognozy pogodowe). Towarzyszył nam, aż do momentu przejścia na czeską stronę grzbietu karkonoskiego.
Na trasie do Jagniątkowa, Damian przebąkuje coś o Koralowej Ścieżce. Hmm brzmi całkiem sympatycznie. Parkujemy Żabę na autobusowej pętli(?) i bez większego rozwichrzenia startujemy obierając kierunek na niebieski szlak. Mijamy bramy Karkonoskiego Parku Narodowego. Narzucamy sobie tempo w stylu ospałego zająca uciekającego przed drapieżcą, by pokonać określoną czasówkę przejścia na Czarną Przełęcz o kilkadziesiąt minut prędzej. W połowie trasy dorwał nas deszcz! (Zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno dobrze wklepałam prognozy pogodowe). Towarzyszył nam, aż do momentu przejścia na czeską stronę grzbietu karkonoskiego.
Przepraszam, którędy na Wałbrzych?
Na Koralowej Ścieżce. W tle Czarny Kocioł Jagniątkowski w deszczowej scenerii.
Na Czarnej Przełęczy zeszliśmy do Martinovej Boudy i dalej zielonym szlakiem udaliśmy się w stronę kolejnej czeskiej Boudy - tym razem mocno przerośniętej, bo hotelowej. Tygryski nie lubią takich widoków w górach. Dobrze, że wcześniej nacieszyliśmy nasze patrzałki pięknie prezentującym się wodospadem w Karkonoszach, który szumiał w oddali na części naszej trasy. Rozmarzyliśmy się na moment, wyobrażając go sobie w mocno zamarzniętym stanie. Ahh to by dopiero było dziabanie w lodzie! A mowa tu o Panczawskim wodospadzie, który mierzy 148 metrów i jest najwyższy w całych Karkonoszach.
U źródeł Łaby zastajemy jeszcze duży placek śniegu, który częściowo przysłaniał fajnie wykonane herby miast leżących właśnie nad tą rzeką.
Źródła Łaby 1387m n.p.m
Jednym z miast, jest Meissen. Może kiedyś uda nam się je odwiedzić.
Wybrany przez nas cel wycieczki pierwotnie nie wydawał się jakiś mocno wyczynowy, ale suma sumarum pyknęło nam około 900 metrów przewyższenia przez cały dzień. Do Jagniątkowa wróciliśmy przez Mokrą Ścieżkę, zahaczając o schronisko pod Łabskim szczytem, a następnie szlakiem czarnym.
Na Mokrej Ścieżce. Po lewej widoczna Szrenica.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
*laczki - w naszym porozumiewawczym języku - ciężkie buty na warunki zimowe, z otokiem gumowym i rantami pod raki.
Czekam z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńByli my, byli. Ładne miejsce.
OdpowiedzUsuńPięknie. Sudety to jakiś next time dla mnie :)
OdpowiedzUsuńale mieliście fajną wycieczkę :)
OdpowiedzUsuńpierwsze zdjęcie wymiata! :)
Fantastyczna wycieczka, piękne zdjęcia:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFajne zdjecia ale myslalam, ze wiecej sniegu jest u nas w gorach:)
OdpowiedzUsuń