Wiatry niczym z Patagonii. Subpolarny klimat jak na Alasce. Warunki surowsze niż w Tatrach (analogicznie co do wysokości). Taką mieszankę w miniaturze można zastać zimą tylko w Karkonoszach, które na nowo podbijają moje górskie serducho! W życiu bym nie pomyślała, że będę po nich ganiać w rakach, wymachując przy tym jeszcze czekanem. A jednak! Krótkie wspinaczkowe drogi, bliskość cywilizacji oraz często niekomfortowa aura to idealne warunki do ćwiczeń w ramach przygotowań przed większymi górami. Poza tym możliwość przeżywania takiej radości, nie pokonując jakiś astronomicznych odległości dojazdowych - po prostu jak tu nie kochać Sudetów, które ma się pod nosem? :) Genialna sprawa!
niedziela, 3 stycznia 2015
Mieszkamy według mnie w najpiękniejszym województwie naszego kraju. Dolny Śląsk ma tyle możliwości, że ten wypad jeszcze tylko bardziej mi to uświadomił. Nie, żebym była jakoś wcześniej mocno zapatrzona w stronę Małopolski i Tatr, ale zawsze mi się wydawało by osiągnąć wysoki poziom fun'u, by wylądować w jakimś żlebie z wiejącym wiatrem prosto w paszczę, by przemarzł tyłek to trzeba właśnie jechać aż tam. A w naszym przypadku jest to minimum 400km. Często z motywem zarywania nocki i podchodzenia pod cel doliną o nieludzko wczesnej porze. Tutaj wszystko jest pomniejszone. Dojazd, podejście, jak i sama droga. Dlatego też w Karpaczu jesteśmy dopiero o 10 :D. Przy Świątyni Wang spotykamy się z Marcinem. Kupujemy bilety wstępu do parku i szlakiem żółtym idziemy w stronę schroniska "Samotnia". Droga jest bardzo zalodzona i przez zmożoną czujność trochę spada nam tempo. Drepczemy potem jeszcze kilka kroków szlakiem zielonym i przekraczamy próg schroniska. Dajemy sobie chwilę na łyk herbaty i wyruszamy w kierunku Kotła Małego Stawu. "Przeskakujemy" barierki i czujemy się jak byśmy byli pierwszymi osobnikami na tym terenie. W planach mieliśmy przejście Żlebu Wężowego (I/II). Nie jest on stosunkowo długi - w końcu warunki mamy zminiaturyzowane.
|
|
Typowa karkonoska aura szybko nam dała o sobie znać. Gdy zaczęliśmy ubierać na siebie uprzężowe gacie i inne metalowe zabawki, zaczęły się pojawiać silne podmuchy wiatru, a drobinki śniegu dotkliwie zaczęły wpadać nam do oczu. "Macie swoją Patagonię" - zaczęłam się śmiać by rozładować trochę atmosferę. To była przesłanka, że szykuje się dla nas lekka zadymka. Na te słowa, mój aparat zestresował się na tyle, że odmówił posłuszeństwa - stąd niewiele mamy zdjęć z samego żlebu. Świetne warunki (czyli niekorzystne) do nauki sprawnego ubierania na siebie sprzętu były jak znalazł. Podjęłam się wyzwania założenia i zapięcia raków na swoje laczki w łapawicach - udało się! Trening czyni mistrza :)
|
W Żlebie Wężowym. Nazwa nieprzypadkowa. |
|
|
Marcin w Żlebie Wężowym. W dole schronisko "Samotnia".
|
|
|
Schronisko "Strzecha Akademicka".
|
|
W żlebie związaliśmy się liną. Damian założył w połowie jeden przelot przy pomocy grubego sopla. W sumie tak wszystko pro forma. W zmrożonych trawkach idealnie siadały dziaby. Przejście poszło nam całkiem nieźle. Zabranie nowo zakupionej liny na ten wyjazd miało być w sumie sprawdzeniem jak się zachowuje w takich warunkach oraz wyrobieniem sobie jakiejś dobrej metody do sprawnego ogarniania jej 70 metrowej długości.
|
Z Marcinem po przejściu Żlebu Wężowego.
|
|
|
Widoczna końcówka bardzo ciekawej, lodowej drogi "Korytarz Rzepióra".
|
|
Sam żleb nie wyprowadza bezpośrednio na główny grzbiet karkonoski. Schodzimy Żlebem Slalomowym ponownie pod ścianę Małego Kotła. W okolicach "Czoła" bawimy się jeszcze na lodowych formacjach, ale warunki pogodowe jeszcze bardziej zaczęły się pogarszać. Dodatkowo zbliżający się wieczór, ostatecznie zdecydował już o zejściu do Karpacza.
|
Trawersujemy do Żlebu Slalomowego.
|
|
|
W Żlebie Slalomowym warunki śniegowe były mocno podejrzane. Przy zejściu trzymaliśmy się jego lewej strony, często "nadeptując" rakami na niezbyt głęboko przysypane kamienie.
|
|
|
Pierwsza wkręcona śruba lodowa w Karkonoszach zaliczona!
|
|
|
Damian nie mógł się oderwać od tych lodowych formacji. Ja żeby nie zamarznąć, podeszłam ponownie pod początek Żlebu Wężowego w celu zabrania zostawionego przez niego kijka.
|
|
W Karpaczu przy pięknie oświetlonej Świątyni Wang żegnamy się z Marcinem, a my o ludzkiej porze wracamy z Damianem do domu. Tak rozpoczął nam się górsko 2015 rok.
Ważna informacja!
Wspinaczka w Kotle Małego Stawu jest zabroniona bez uzyskania pozwolenia od władz Karkonoskiego Parku Narodowego.
Elegancko rozpoczęty nowy rok. Fajnie działacie. Ciekawi mnie bardzo w jakie docelowe "wyższe góry" celujecie :) Powodzenia! :)
OdpowiedzUsuńA nie będę zdradzać co nam chodzi po głowach na ten sezon, bo jeszcze zapeszę :) Słyszałam ostatnio, że pod Krakowem ma być jakaś impreza drytoolowa "Trytool". Wy macie pewnie rzut beretem. Wybieracie się?
UsuńTe lodowe nawisy są niesamowite. Podziwiam za decyzję o wspinaczce na nich/
OdpowiedzUsuńNaturalnie tworzące się lodospady to kolejne świetne zjawisko jakie można spotkać w górach. :)
UsuńNo pięknie zaczął się Wam rok :) Niektóre zdjęcia całkiem jak w czasie wyprawy w Himalaje. Super, tak trzymać :) Chciałabym w tym roku odwiedzić Karkonosze i poprzypominać sobie dawne czasy, ale nie wiem, jak wyjdzie. Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńJa osobiście czułam się w tym żlebie jak w Tatrach. To wrażenie jeszcze bardziej potęgował bardzo silny wiatr. Przypominał mi Czerwony Żleb kiedy wchodziliśmy na Szatana w Tatrach Wysokich. Na blogu jest z tego wypadu relacja.
UsuńNo, pięknie, graty :-)
OdpowiedzUsuńI jak ogarnianie 70m liny? :-P Mi się nie chce ogarniać 60 metrów :P
Rok rozpoczety z przytupem :-)
Nad długością liny nie ma co rozpaczać. Na pewno nie raz te pare metrów tyłek uratuje, np przy zjeździe :) Ogólnie fajna jest :) Czekam na jakąś graniową akcję z jej użyciem. :)
UsuńFajna akcja :)
OdpowiedzUsuńMiałem pytać o pozwolenie na wspinaczkę w Kotle Małego Stawu, ale jest info na końcu relacji. Mieliście? ;) Dostaliście ją bez problemu? Długo czekaliście na odpowiedź? Pytam bo 2 lata temu, dostaliśmy odmowę w rejonie Śnieżnych Kotłów.
Mieliśmy pozwolenie na ten konkretny dzień i konkretny segment Kotła Małego Stawu. Podejrzewam, że na pozytywną decyzję dostania pozwolenia wpływ ma dość duża pokrywa śnieżna, ilość wspinaczy oraz termin. Stopień zagrożenia lawinowego jest sprawą oczywistą.
UsuńWarunki mieliśmy wtedy całkiem dobre, podejrzewam, że liczba zainteresowanych zdecydowała, może innym razem się uda.
UsuńPozdrawiam.
No pewnie ten aspekt miał wpływ na brak zezwolenia. Nie wiem dokładnie jaki jest limit osobowy.
UsuńI super, że macie te Karkonosze pod ręką i że wyjazd na południe Polski nie jest jedyną górską możliwością dla osób z Waszych rejonów. Człowiek by się chyba zajeździł :D Fajny wypad i fajnie rozpoczęty nowy sezon :)
OdpowiedzUsuńNo dokładnie, chociaż wiadomo - Tatry są jedyne w swoim rodzaju :) Ważne jest także dobrze poznać swoje górskie "podwórko" bo nie raz może pozytywnie zaskoczyć. Pozdrawiam! :)
UsuńBardzo fajny wypad i super zdjęcia!
OdpowiedzUsuńGratuluję :-)
No na szczęście wyszło kilka zdjęć z tego wypadu, mimo że aparat niedomagał. :)
UsuńCiąg dalszy tych lodowych wspinaczek powinien jeszcze nastąpić jak warunki będą przychylne. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuń