Pierwsze izerskie MTB



Od pewnego czasu zaczęłam szukać kolejnej, dodatkowej alternatywy na spędzanie czasu w górach tych dla mnie odległościowo od domu najbliższych. Sudety które mam na myśli, starałam się sobie ciągle urozmaicać. Zwykłe wędrówki szlakami przestały mi już sprawiać taką radochę jak kiedyś. Może dlatego, że większość miejsc już znałam i za każdym razem atrakcyjniejszy był dla mnie wyjazd np w Tatry? Zaczął się wkradać brak motywacji ruszenia tyłka z domu. Sudety na jakiś czas poszły u mnie w odstawkę, ale wróciły do łask. Czemu? Analizując moje pobyty w górach od początku tego roku coś się w mojej głowie zmieniło. Przyznam, że wcześniej byłam otumaniona Tatrami. Uważałam, że tam uzyskam to wszystko czego szukam w górach, że tam płynie najsilniejsza energia. Poczuję na własnej skórze te wszystkie niesamowite stany. Strach, przygodę, piękne krajobrazy, niedostępność, tajemniczość...

Na początku stycznia moje podejście do Sudetów bardzo się zmieniło. Ukochałam, uściskałam je na nowo. Są nudne? Cofam wszystko! Obecnie to właśnie Sudety wysunęły się u mnie na prowadzenie, detronizując z pierwszego miejsca Tatry. Znam kilka powodów. Główny to ten związany ze słabym startem taternickim w tym sezonie, który miał być w końcu przełomowy. Znowu nie tym razem. Poza tym zaczęły mnie bardzo męczyć dojazdy, cholerne bramki na autostradzie czy słynny most w Poroninie. Nie umiałam się cieszyć zobaczeniem ponownie na horyzoncie śpiącego rycerza nad Zakopanem, a raczej ciągle widziałam ten wszędobylski chaos. Kolejną przyczyną jest pogoda, w którą niestety trzeba się umieć wstrzelić bo jest to podstawa. Bez niej, to można jedynie doliny zwiedzać. 


Sudety, które były u mnie przez długi czas na ławce rezerwowej, zaczęły wkradać się do mojego serca stopniowo. Wiedziałam, że samo łażenie po szlakach mnie do nich nie przekona. Pojawiła się wspinaczka. Odkrywanie Sudetów z oderwaniem butów od podłoża. Ach..., było to i wciąż jest naprawdę świetna zabawa i motyw do miażdżenia swojego strachu czy słabości. No i  bezcenna nauka przed jakimiś taternickimi przejściami (no bo w końcu się kiedyś jakieś przytrafią?!) To w sezonie "ciepłym", a co gdy Sudety przykryje śnieg? Oczywiście narty - bo przecież Jakuszyce - największa w Polsce stolica narciarstwa biegowego. Gdy sezon jest w pełni staram się chociaż kilka razy odkurzyć ślizgi i poszurać nimi po trasach. Niestety ostatnie zimy mają się jakościowo na taką aktywność bardzo różnie.  Zanim do reszty pochłonie mnie nowa odsłona poznawania Sudetów, o której w sumie jest ten post i relacja, zajęłam się jeszcze projektem przejścia Głównego Szlaku Sudeckiego. Miałam jakieś wewnętrzne poczucie doświadczenia czegoś nowego, np samotności w górach czy długodystansowego łażenia. Poza tym intuicyjnie wiedziałam, że jest to ostatni gwizdek na tego typu akcje, bo idzie nowe. A mieszkając u podnóża Sudetów, myślę że warto mieć w swoim CV przejście Orłowicza. A co to jest to nowe? MTB! 

piątek, 24 lipca 2015


Marcin, nasz dobry kompan, z którym mamy najciekawsze wyrypy, gdy usłyszał że chcemy spróbować MTB uśmiechnął się szeroko. Trochę długo go wstrzymywaliśmy, bo on sam jest rowerowym maniakiem, ale jakoś nigdy wcześniej nie byliśmy przekonani z Damianem do dwóch kółek. Na swoją próbę jazdy po górach i stwierdzeniem czy nam się to podoba czy nie wybraliśmy Góry Izerskie, które są idealne nie tylko ze względu na warunki, ale także na możliwość wypożyczenia dobrego sprzętu rowerowego na miejscu.

Spotykamy się wspólnie na parkingu przy Polanie Jakuszyckiej. Wsiadam na rower i pierwsze odczucie to totalna różnica od tego tak zwanego "komunijnego", który stoi w piwnicy od wielu lat. Komfort jazdy jest nie do porównania, a przecież nie zamierzamy jeździć po idealnie gładkim asfalcie! Sięgam pamięcią na Wielką Sowę, na której podczas przechadzki Orłowiczem, zrobiłam na tym szczycie dłuższą przerwę. Wjechało wtedy dwóch rowerzystów, który po naprawdę ostrym podjeździe zażartował jeden z nich, że był bliski zawału serca. Fakt, jest to zupełnie inny wysiłek, zwłaszcza gdy pokonuje się bardzo długi i ostry podjazd. Zanim jednak na jednym z takich wymięknę w Izerach, decydujemy się najpierw na lajtową przejażdżkę do stacji Turystycznej Orle. Ten niecałe 5 kilometrowy odcinek jest mi bardzo dobrze znany, ale jadąc go na rowerze nabiera zupełnie nowej jakości :) W niespełna 20 minut stawiamy się na miejscu! Opieramy rowery o barierki i siadamy do turystycznych stołów by rozłożyć mapę. Decydujemy się na razie na standardowe trasy i dalej jedziemy do Chatki Górzystów. Na szlakach turystów niewiele, więc być może i schronisko nas lepiej ugości niż kiedyś. Poza tym, chciałam rozwiązać zagadkę z tymi słynnymi naleśnikami! 

Stacja Turystyczna Orle.

Zimą w Izery na nartach, latem koniecznie na rowerach!


Przed tym mostkiem wydygałam i zlazłam z roweru. Zjazd do poprawki następnym razem! :)

W Chatce Górzystów spokój. Spotykamy innych rowerzystów. Kilku z nich zajada się naleśnikami. Ewidentnie widać, że są przejezdni i nie mają statusu noclegowiczów Chatki Górzystów. Z Marcinem idziemy na przeszpiegi. W głównym menu nie ma ani słowa o jakichkolwiek naleśnikach. Zdezorientowani w końcu zdobywamy się na odwagę i pytamy wprost czy zamówimy taki deserek. Uzyskujemy pozytywną odpowiedź :D

Mniami!


Pogoda jest w sam raz. Zajadamy się naleśnikami, gadamy o trzmielach i w ogóle nie przejmujemy się czasem. W końcu dojście z buta do Chatki Górzystów zajęłoby nam sporo więcej. Gdy po naleśnikach pozostaje już tylko wspomnienie, ponownie wyciągamy mapę na stół. Ja nieśmiało proponuję Izerski Szlak Cietrzewia, którego pokonywałam zimą na nartach, z uwzględnieniem czeskiego szczytu Smrk. Towarzysze na to przystają.

Pojawiają się pierwsze dłuższe podjazdy. Czuję jak pikawa jest w totalnym szoku. Do podejść z buta nawet w szybszym tempie jest już w miarę przyzwyczajona, ale to? Tutaj nie ma możliwości zatrzymania, bo wtedy to jest już skucha i zaczyna się problem z ruszeniem od nowa. Tutaj naprawdę trzeba mieć mocne wytrenowanie także psychiczne przy takim wysiłku fizycznym. Oczywiście jako MTB'emowy żółtodziób nie dałam rady podjechać jednym ciągiem. Czułam jak szaleńczo pulsują mi skronie.


W drodze na Smrk wkrada się nam mały surwiwal, bo oczywiście nie może być normalnie. Wybraliśmy jedną ze ścieżek, która okazała się błędna. Zaczęło pojawiać się błotko, więcej korzeni i izerskich krzaczków. Nie tylko my wpakowaliśmy się w takie warunki, bo minęło nas dwóch rowerzystów. Wjechaliśmy w głąb tej ścieżki dosyć mocno, więc nie opłacało się nam wracać i szukać innej. Wiedzieliśmy, że znajdujemy się idealnie na granicy polsko-czeskiej. Zeszliśmy z rowerów i prowadziliśmy je do pierwszego możliwego odbicia w lewo - wprost na Smrk.

Ups, to chyba nie jest Izerski Szlak Cietrzewia :)

Nie poddajemy się. Prowadzimy rowery wzdłuż granicy.

Na Smrk'u oblężenie rowerzystów!


No i zdobyliśmy Smrk na rowerach :)

Przed nami dłuuugi i momentami bardzo ostry zjazd na czeską stronę Izerów. Na pewnych odcinkach decyduję się zejść z roweru. Dojeżdżamy na Predel (łącznik szlaków) z porządną wiatą turystyczną. Lata mnóstwo motyli i trzmieli! Zarządzam dłuższą przerwę nie tylko fotograficzną, ale i obserwacyjną. 


Pracowity trzmiel na Naparstnicy purpurowej.


Mieszkańcy Gór Izerskich.


Rusałka pawik.


Jaszczurka żyworodna.


Rusałka pawik.

Zjeżdżamy do Smedavy w otoczeniu intensywnie kwitnącej Naparstnicy purpurowej, która zwabia trzmiele i pszczoły. Dla człowieka może być niebezpieczna. Roślina jest jedną z najbardziej trujących w Polsce, a jednocześnie posiada właściwości lecznicze. Samo dotykanie jej liści może powodować nieprzyjemne dolegliwości. Lepiej ją podziwiać z zachowaniem ostrożności. Dalej jedziemy w kierunku Polany Jakuszyckiej, przez osadę Jizerka. 

Osada Jizerka.

Cała ta nieplanowana wcześniej trasa zamknęła się w ponad 50km pętli. Nie zrobilibyśmy takiego dystansu jednego dnia na nogach. Bardzo mi się spodobało MTB i już nie mogę doczekać się by wyruszyć na kolejne, nawet i te znane sudeckie szlaki, które na rowerze tworzą zupełnie nową jakość przebywania w górach.  

Komentarze

  1. Nam już rowery od dłuższego czasu chodzą po głowie, bo w Sudetach est mnóstwo miejsc, gdzie można pojeździć. Musimy tylko kupić lepsze wehikuły, bo nasze stare zwyklaki mogły by nie przeżyć. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My już się uzbroiliśmy w nowoczesne mustangi :D Jesteśmy po pierwszej dłuższej jeździe, krótka relacja z tego wypadu na pewno pojawi się za jakiś czas i przyznam, że byłam bardziej zmachana niż nie raz po przyjeździe z "pieszych" gór. Polecam Wam przed zakupem wypożyczenie rowerów. Nie jest to jakiś kosmiczny koszt. Np te na których jeździliśmy w relacji były z wypożyczalni Rowery-Izery (jest strona internetowa). Koszt 39zł na cały dzień. Dostajesz do tego kask i mapę jak nie masz. A rowery nie są z tej najniższej półki. Ten na którym jeździłam to kosztował tak z lekko ponad 2 tys.

      Usuń
  2. O nie, ten naleśnik mnie woła! ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może na pierwszy rzut oka te jagody nie wyglądają zbyt apetycznie, ale uwierz - cała kompozycja smakowała super :D

      Usuń
  3. Byłem tam gdzie opisujesz, ale pieszo. Obiecałem sobie wtedy, że wybiorę się tu na rower. Niewykluczone, że uda się to pod koniec września. Masz może gdzieś ślady GPS swoich przejazdów? Chętnie zainspirowałbym się. Jeśli chcesz, to ja mam na wymianę tu: http://www.bikemap.net/pl/user/Nomad z różnych miejsc. Nawet Tatry :) Kralowa Hala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie mam śladów GPS. Mogę tylko pokrótce opisać jak jechaliśmy: Polana Jakuszycka - Stacja Turystyczna Orle - Chatka Górzystów - tutaj mieliśmy się trzymać Izerskiego Szlaku Cietrzewia, ale wybraliśmy złą ścieżkę, generalnie trzeba kierować się na Stóg Izerski/Smrk - dalej jak ze szczytu zjechaliśmy z powrotem do Polany Jakuszyckiej to wspomogę się mapką klik

      Usuń
  4. Na rower w górach chyba nigdy nie dam się przekonać, a co do Tatr mam niestety podobne odczucia jak Ty. Mimo, że nie mam daleko to wole pojechać w inne góry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też myślałam, że na rower nigdy nie dam się namówić, a jednak. Co do odczuć związanych z Tatrami. Chyba conajmniej do końca roku będę z nimi w separacji... :]

      Usuń
  5. Brawo! Jest moc :) I adrenalinka. No i wspomnienia, których nikt nie zabierze. tak trzymać! Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adrenalinka jest zwłaszcza na ostrych zjazdach z dużymi kamolami :) Temat MTB będzie się na blogu pojawiać co jakiś czas.

      Usuń
  6. Widzę, że jednak rower zwyciężył z pieszym chodzeniem i częściowo ze wspinaczką nawet ;) Ja raczej nie dam się do niego przekonać, wolę swoje nogi :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopóki nie spróbujesz, sam nie będziesz na 100% pewny czy się dasz przekonać czy nie ;). Ja też byłam daleka od roweru. Piesze wędrówki po Sudetach raczej zastąpimy teraz już dwoma kółkami. Temat wspinaczki to zupełnie co innego - z tego nie zrezygnujemy :)

      Usuń
    2. Nie wykluczam, że pojawię się kiedyś w Izerach z wcześniejszym odwiedzeniem wypożyczalni rowerów. Bo trzeba próbować nowych rzeczy. Tak też miałem z biegówkami, wypróbowałem, ale nie spełniły moich oczekiwań i nadal wolę chodzić zimą w rakietach :)

      Usuń
    3. Dla mnie znowu narty bardziej spełniają oczekiwania, chociaż nie ukrywam, że bym je zmodyfikowała. Szukam wiązań silvretty, do których mogłabym podpiąć swoje skorupy, jakieś szersze narty i nawet w Tatry można ruszyć. Czekam zatem na rowerową relację u Ciebie :)

      Usuń
  7. Ja spróbowałem swoich rowerowych sił w minionym roku w Beskidzie Myślenickim i nie ukrywam, że nawet mi się spodobało (zupełnie inny wysiłek, inne postrzeganie krajobrazów, ...). W tym roku jeszcze nie na 2 kółka nie wsiadłem, ale jak pogoda na jesień dopisze, to na pewno to zrobię!
    Zazdroszczę dobrej wypożyczalni :), mam nadzieję, że w Beskidzie Śląskim (Żywieckim?) też coś porządnego znajdę, bo mój rower ma już swoje lata...

    Wycieczki gratuluję, bo 50 km w górach dla początkującej osoby to całkiem spory dystans.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Inny wysiłek, inne spostrzeganie krajobrazów. Mnie jeszcze przekonała możliwość zwiększenia dystansu dziennego podczas takiego wypadu w góry.

      Usuń
  8. Anonimowy21/9/15 10:59

    Żółty szlak, którym przejechaliście między Izerską Łąką a Przełęczą Łącznik NIE JEST TRASĄ ROWEROWĄ i zasadniczo nie powinno Was tam być z rowerami. Warto jednak czytać mapy rowerowe, zwłaszcza że w Szklarskiej Porębie "ROWEROWĄ KRAINĘ" można otrzymać za darmo, a jest też stosowna apka na smartfony.
    Zaś co do wysiłku... Nie kwestionuję tegoż, a jednak przejechanie trasy Orle - Jizerka przez Kořenov w ROWEROWYM RAJDZIE RETRO, na rowerze bez przerzutek, bez amortyzacji, bez hamulców tarczowych itd., często ważącym 30 kg, to jest prawdziwy wyczyn! Choć trasa ma zaledwie 17 km długości to różnica poziomów i sprzęt sprawiają, iż to wyczyn ekstremalny. Zwłaszcza, że w dobrym tonie leży przebrać się stosownie do nazwy - w strój RETRO.
    Pozdrawiam!
    AL / Góry Izerskie (.pl)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy23/9/15 08:50

      Po czym Kolega wnioskuje że jechaliśmy szlakiem żółtym? Po czym Kolega wnioskuje że w ogóle byliśmy na Łączniku?
      Obydwa te założenia są błędne. Jechaliśmy Drogą Graniczną, pod koniec z powodu jej stanu prowadząc rowery, następnie dalej prowadząc rowery weszliśmy ścieżką wzdłuż granicy na siodło pomiędzy wierzchołkami Smrka. Uważnie obserwując zdjęcia można zauważyć wprowadzanie rowerów wzdłuż słupków granicznych - których na żółtym szlaku na wysokości powyżej poziomu lasu zapewne już zbyt wielu nie ma :-)

      Prosiłbym o informację na temat aktu prawnego który zabrania w Górach Izerskich poruszania się rowerem poza szlakami rowerowymi. Mogłoby to oszczędzić nam sporo nieprzyjemności w czasie przyszłych wędrówek. Wiem że takie przepisy istnieją np. w Karkonoskim czy Tatrzańskim Parku Narodowym ale jeśli chodzi o Góry Izerskie, nie udało mi się na nic takiego trafić, stąd wnioskowałem że szlak rowerowy to po prostu szlak lepiej dostosowany do jazdy rowerem.
      Z góry dzięki!

      Damian

      Pozdrawiam,
      Damian

      Usuń
    2. A spróbuj wjechać z Czerniawy na Stóg zielonym szlakiem tym swoim rowerem retro, mądralo. Przejechać z Orla do Jizerki to jest pryszcz z masłem, gdy trasa praktycznie po płaskim i cały czas jesteś na wierzchowinie gór. A w jaki sposób dostałeś się do tego Orla z rowerem? Podrzucił cię ktoś samochodem, co nie? ;P

      Usuń
  9. cyklista coraz mniej23/9/15 18:56

    A ja na odwrót - zaczynałem zwiedzanie Sudetów na rowerze, a teraz wolę wybrać się pieszo. Najpierw na rowerze przejechałem główne szlaki albo zjeździłem je wygodnymi leśnymi drogami (do czego rower się nadaje, bo pozwala robić długie dystanse, a główne szlaki są też z reguły dość dobrze utrzymane), teraz zwiedzam już to co jest poza szlakami (ruiny, zapomniane pomniki, szczyty na które nie prowadzą żadne szlaki) - i tu już rower nie jest dobrym rozwiązaniem, a często wręcz zawadza, bo trzeba niejednokrotnie poruszać się bez żadnych dróg. Dużych dystansów przy takiej turystyce też się nie zrobi. Ale ile ciekawych rzeczy można znaleźć, ile nowego się dowiedzieć!

    Na przykład trasę w górną część Doliny Izery można pokonać szeroką drogą leśną, którą prowadzi żółty szlak, a można ledwie widoczną ścieżynką przy samej Izerze. Dwie równoległe trasy w odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów od siebie, a różnica we wrażeniach kolosalna! Pierwsza - monotonna droga przez las, z której zupełnie nie widać Izery i jej pięknych meandrów, druga - cały czas wzdłuż wijącej się zakolami rzeki, przez łąki, w kompletnej ciszy (słychać jedynie delikatny szum stopniowo zwężającej się rzeki), pośród zarośli kosodrzewiny i mijając kolejne słupki graniczne. Powiedziałbym wręcz, że nie poznał piękna Gór Izerskich ten, kto nie widział meandrów Izery na jej górnym odcinku (Hala Izerska to tylko namiastka tego, niestety też coraz bardziej zatłoczona). Tej drugiej trasy nie przejedzie się na rowerze.

    Autorka bloga chyba ma ten ostatni etap jeszcze przed sobą ;) Więc może po jakimś czasie rower ponownie pójdzie w odstawkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, wszystko jest możliwe. Najważniejsze by jeżeli ma się możliwości próbować wszystkiego ;) Jeżeli chodzi o Góry Izerskie to marzy mi się kiedyś żeby na przykład wyruszyć na poszukiwania cietrzewi i zrobić im zdjęcia. Wymaga to przygotowań, duuużej cierpliwości i samozaparcia. Może kiedyś? Jak rower w Sudetach pójdzie w odstawkę? ;) Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń
  10. Tak rowerem to chyba trzeba mieć niezłą kondycję?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko zależy na jaką trasę chcesz się wybrać. Podjazdy najlepiej zweryfikują Twoją kondycję - moja jest w opłakanym stanie po tym jak musiałam zsiąść z roweru bo serce waliło jak szalone. Przez tyle czasu żyłam w przeświadczeniu, że kondycyjnie jestem na w miarę przyzwoitym poziomie ;) Rower zwłaszcza w górach to bardzo dobry patent na polepszenie swojej kondycji i jak dla mnie na efekty nie trzeba długo czekać. Poza tym każdy podjazd dostarcza nagrodę w postaci zjazdu a to niezła frajda jest :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

DRABINA WAŁBRZYSKA - kondycyjny wycisk w Sudetach!

SCHRANKOGEL - trzytysięcznik dla początkujących

Jezioro Iseo - poradnik praktyczny [gotowiec urlopowy!]

Karkonoska Diagonala