Po długim okresie
wymuszonej najpierw leczeniem złamanego obojczyka, później zaś
niesprzyjającą pogodą bezczynności, na początku stycznia udało
się wreszcie ruszyć temat wspinania zimowego w Tatrach. Pierwotny
plan zakładał 2 dni wspinania w zespole trzyosobowym.
piątek, 8 stycznia 2016
Pierwszego dnia wybór
padł na drogę Kochańczyka na progu Kotła Kościelcowego (II). Do Kuźnic z kwatery w
Kościelisku dotarliśmy częściowo busem, częściowo zaś
taksówką. Pokonanie po raz któryś już drogi na Halę Gąsienicową
traktowałem jako przykrą konieczność. Aura nie była najciekawsza
a niewyspanie robiło swoje. W Murowańcu zatrzymaliśmy się na
popas i wpis do ksiażki wyjśc taternickich. Kawa i jajecznica
sprawiły że mój organizm zgodził się w końcu na rozpoczęcie
dnia. Swoją drogą, do jajecznicy dają tu naprawdę dobre pieczywo. W międzyczasie zaczyna
konkretnie padać śnieg. Zmiana pogody była jednak tylko chwilowa –
nim wyjdziemy ze schroniska, opad ustaje. Przechodzimy zamarzniętą
taflę Czarnego Stawu Gąsienicowego i podchodzimy pod start drogi.
|
Mgliste powitanie na Hali Gąsienicowej. |
|
Topo drogi z serwisu drytooling.com.pl |
|
Start drogi. |
|
Rzut oka w dół. |
|
Na drugim stanowisku z Wojtkiem. |
Prowadzę pierwszy wyciąg.
Początkowo droga nie wydaje się trudniejsza niż Żleb Wężowy w
karkonoskim Kotle Małego Stawu. Pierwsze 20 metrów jest bardzo
łatwe, do tego stopnia że nawet nie myślę o zakładaniu
jakichkolwiek przelotów. Dopiero później pojawia się wypychający
skalny prożek a kawałek wyżej drugi, nad którym zakładam
pierwsze stanowisko. W trudnościach trochę się grzebałem,
podobnie jak przy zakładaniu sensownego stanu i ulokowaniu go tak
żeby trzy osoby mogły się względnie wygodnie pomieścić. Ściągam
Michała i Wojtka. Następny wyciąg, głównie trawkowy, należy do
Michała. Na jego końcu stanowisko przy krzaku kosówki. Michał
prowadzi również kolejny, ostatni wyciąg. Ten wieńczy czujna,
skalna ścianka, po pokonaniu której lądujemy w Kotle Kościelcowym.
|
Trzeci wyciąg - Michał prowadzi. |
|
Ostatnie stanowisko - koniec drogi. |
|
Michał. |
|
Kocioł Kościelcowy. |
|
Zejście do Zmarzłego Stawu. |
Jesteśmy szczęśliwi – dla każdego z nas była to pierwsza zrobiona droga zimowa. Trochę zawiodłem się na tutejszych trawkach – nie wiem czy wynikało to z ich „suchości”. Tego samego dnia inny zespół wycofał się z Głogowskiego podając w książce jako przyczynę - właśnie suche trawki; czy może po prostu nie są na tej drodze zbyt urodzajne. Pomimo kilku prób nie udało mi się zrobić użytku z igły do traw – zwyczajnie nie dało się wbić więcej niż połowę, dalej była skała. Chwila na ogarnięcie sprzętu i schodzimy do Zmarzłego Stawu. Tutaj chwilę bawimy się
przy lodospadach, następnie, w zapadających ciemnościach,
schodzimy w kierunku Murowańca. W schronisku wypijam litr Powerade'a
i wcale nie odczuwam potrzeby zrzucenia balastu – taki byłem
odwodniony – litr herbaty na cały dzień nie był wystarczającą
ilością. Niestety z powodu kiepskich skarpet nogi mam obtarte do
krwi. Dodatkowo podczas
schodzenia oblodzonym szlakiem przez Boczań kolejny z wielu upadków
niefortunnie kończy się uderzeniem wnętrzem dłoni o wystający
kamień. Ręka puchnie i zdecydowanie nie ma szans nadawać się do
użycia następnego dnia. Wojtek z braku czasu również musi
zrezygnować ze wspinu. Podejmujemy zatem decyzję o powrocie
następnego dnia do domów. Mimo skrócenia akcji do
jednego dnia, odczuwam zadowolenie – dla mnie jest to krok do
przodu. Oby kolejne przyszły jak
najszybciej.
tekst: Damian
(Skadi była na dyżurze, ale jej kask brał udział we wspinaczce :P)
superkowo się powspinać siedząc ;-P
OdpowiedzUsuńNo ba! :D
UsuńWczoraj skończyłam czytać książkę Wandy Rutkiewicz "Na jednej linie" i pomyślałam, że to koniec wspinania się w śniegu i mrozie, a tu proszę, mam jeszcze deserek w postaci Waszej wycieczki. Nie wiem, czy nie bałabym się iść przez staw ze świadomością wody pod nogami, więc tym bardziej podziwiam. Pozdrowienia dla całej ekipy, a także Skadi i jej kasku ;)
OdpowiedzUsuńDuśka, czytałam "Na jednej linie" Wandzi, nie porwała mnie ta książka, ale szczerze polecam "Mój pionowy świat" Jurka Kukuczki. Naprawdę świetna!
UsuńTo jeszcze przede mną. Z Wandą Rutkiewicz łączy mnie fakt, że obie nosimy to samo imię, kochamy góry i mieszkamy na 10 piętrze tuż obok siebie niemalże. Choć może powinnam o Niej mówić w czasie przeszłym... Książki Kukuczki jeszcze nie czytałam, więc jak ją dorwę to przeczytam. Oni wszyscy opisują świat, którego już nie ma (bo jest inny). A ja jestem głodna takich wspomnień...
UsuńAle super! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGratuluję zimowego debiutu :) Co tam do asekuracji używałeś? Same kości/pętle, czy haki też miałeś okazję przetestować? ;)
OdpowiedzUsuńSiadła jedna mała V-ka, poza tym tricamy, friendy, heksy, pętle. Za to w ogóle nie siadał sprzęt do traw.
OdpowiedzUsuń