„Będę
mieć wolny weekend 16,17 stycznia. Masz jakieś plany? Może gdzieś,
coś? :)”.
Po
szybkiej wymianie paru wiadomości, padło na moją propozycję –
zimowy biwak na Śnieżniku. Dla Artura takiego rodzaju przetrwanie
nocy, to żadna nowość. Z resztą im niższa temperatura na
zewnątrz, tym paradoksalnie zwiększa się jego radość.
Kompletnie tego nie kumam :D Ja, jako typowa kobita, z zimnem bardzo
się nie lubimy. Miałam obawy, czy wytrzymam, czy śpiwór da
radę... Oesu, a jak trzeba będzie dla mnie wzywać GOPR? Taka
siara. Może lepiej się z tego wycofać? Po trzech intensywnie
spędzonych dniach w górach: Lodowy wspin w Głuszycy Górnej, Z foki na Szrenicę, W poszukiwaniu zimowej Wysokiej Kopy; byłam z lekka
zmęczona. Zazdrościłam
Damianowi, że idzie do pracy i w końcu
odpocznie! Mi został jeszcze wolny weekend. Przyrzekałam sobie, że
wolne dni w styczniu wycisnę na maksa. Jeszcze na domiar tego
prognozy pogody były przychylne. Po prostu trzeba było jechać, a
lenia zostawić w domu :)
sobota,
16 stycznia 2016
Okazało
się, że w sobotę mam jeszcze sprawę do załatwienia. Kolejne
skrócone godziny spania :( W południe spotykam się z Arturem na
dworcu kolejowym we Wrocławiu. Ja jeszcze w ubraniu cywilnym, bo nie
zdążyłam się spakować więc jedziemy najpierw do Legnicy, a
dopiero stamtąd w stronę Masywu Śnieżnika.
|
Spotkanie gigantów po przerwie ;) |
Zajeżdżamy
Rekinem do Kletna, jest 21:00 na zegarku. Spoko, mamy całą noc by
doczłapać się na wschód słońca. Na parkingu wita nas ochrona.
Akuratnie w tym terminie jest zamknięta Jaskinia Niedźwiedzia, więc
na stróża postawili kota.
|
Ciocia Skadi dzieli się kabanoskami :D |
Wyruszyliśmy
żółtym szlakiem w kierunku schroniska „Na Śnieżniku” w
świetle czołówek, przez które dawało się zauważyć drobno
padający śnieg. Ścieżka była w miarę przedeptana, więc na
szczęście obyło się bez torowania. Niestety w połowie drogi
coraz bardziej zaczęło mi doskwierać zmęczenie. Każde
wypłaszczenie było dla mnie atrakcyjne, by rozbić namiot i walnąć
się spać. Chrzanić ten wschód! Załóżmy obóz pośredni :P
Nie... nawet nie odważyłam się na głos zaproponować tego
Arturowi.
W
końcu dostaliśmy się na główny grzbiet, łącząc się ze
szlakiem czerwonym. Pięknie przygotowaną trasę pod narty biegowe, ochrzciliśmy swoimi śladami po butach (oczywiście tory do klasyka
zostały nietknięte!). Ze schroniska dobiegały hałasy imprezy, my
schowaliśmy się do wiaty obok. Lepiej zjeść coś teraz w
kulturalnych warunkach niż później na szczycie zmagać się z
montowaniem kuchenki gazowej. Było mi ciepło. W ciągłym ruchu
wręcz nawet gorąco. Odczucie oczywiście złudne. Gdy organizm
zaczął się wychładzać, zaczęło do mnie docierać, że śpiwór
tachany w plecaku to moja największa nadzieja na przetrwanie
najbliższych paru godzin.
Ruszyliśmy
ku szczytowi. Przez te kilka dni bardzo dopadał śnieg, więc
szykował się nam zimak pełną gębą. Po północy dotarliśmy na
Śnieżnik 1425 m n.p.m. Artur podjął szybką decyzję odnośnie lokalizacji
rozbicia namiotu. Właśnie, namiotu... Zapomniałam wspomnieć, że
zabraliśmy mój namiot (Garbusek), który nigdy w takich warunkach
nie był używany. Na szczęście zapowiadała się w miarę spokojna
noc, więc poliestrowy schron sprostał wyzwaniu.
Artur
wyciągnął składaną łopatę z plecaka i paroma szybkimi ruchami
wykopał dziurę pod rozłożenie tropiku. W kilka minut
postawiliśmy nasz dach nad głową. Środek nocy, szybki rozpak i
przepak. Część rzeczy wylądowała w workach na zewnątrz.
|
Odkryłam tajemnicę Artura! Profesjonalny sprzęt zimakowy. |
|
Fota i lulu. |
W
końcu spać! Nawet się cieszyłam, że już najnudniejsze jest za
nami i oficjalnie mogę zamknąć oczy....
Ślepia
zamknęłam na trzy godziny. Spałam! Aż sama nie mogłam w to
uwierzyć. Szkoda tylko, że nie dłużej. Zaczęła mnie ogarniać
lekka telepawka. Pomimo, że byłam otulona podwójną dawką gęsiego
puchu: śpiwór + kurtka*; to nie mogłam już ponownie zasnąć.
Przewracałam się jak prosiak na rożnie co 10 minut. Spoglądałam
w kierunku śpiącego Artura. Przez całą noc ani nie drgnął.
Nawet moje wiercenie się mu nie przeszkadzało. Chyba nie zamarzł?
Schowałam
głowę prawie pod kolana. W puchowym kokonie czekałam, aż zadzwoni
budzik.
niedziela,
17 stycznia 2016
W
końcu zadzwonił. Artur się nagle poruszył. Jednak żyje!
Wygramolił się ze śpiwora, ubrał kurtkę i buty. Zabrał aparat i
wyszedł... Tak po prostu. Ja dla odmiany wciąż leżałam i dygotałam... minuty
mijały... No, Skadi, trzeba się zmobilizować. Przeżyć ten ból
stóp i dłoni, dla dobrych zdjęć i pięknego przywitania dnia. W
sumie nie wziąć udziału w głównym punkcie wyjazdu? Trochę lipa.
Niepewnie rozsunęłam zamek w śpiworze, czekając na jeszcze
większe obniżenie temperatury. Wzięłam z oszronionego worka buty. I zaczęła się jazda. Nie wiem
czemu, ale przed spaniem tak się zamotałam, że ostatecznie
ściągnęłam botki ze skorup, a w śpiworze spałam w wełnianych
skarpetkach. Teraz miałam nie lada problem, by te botki wcisnąć z
powrotem do skorup. W dłoniach niemiłosierny ból z zimna. Do
tego zaczęły już dawać o sobie znać stopy. Ta nierówna walka z
wygramoleniem się z tego namiotu trochę trwała, ale w końcu
wygrałam ten wschód słońca. Wylazłam w końcu na zewnątrz. Nie
miałam ochoty rozstawiać statywu. Cykałam fotki w łapawicach jak
popadnie, byle tylko mieć jakąś pamiątkę. Nie dając rady
wytrzymać tego bólu dłoni i stóp zaczęłam truchtać i
wymachiwać rękami. Po jakimś czasie zaczęło trochę pomagać,
ale nie na tyle by czuć się komfortowo.
|
Garbus - namiot zimowy pełną gębą :D |
|
Skadi walczy z zakładaniem butów. fot. Góry ponad chmurami |
|
A widoki czekają... |
|
Mniami! |
|
Jeszcze nery trzeba przewietrzyć, bo aparat został w namiocie. fot. Góry ponad chmurami |
|
Widoki ze szczytu Śnieżnika. |
|
Widoki ze szczytu Śnieżnika. |
|
Mgiełki, chmurki o wschodzie słońca. |
|
Artur o wschodzie słońca na Śnieżniku :) |
|
Spacer po szczycie. |
|
Kolorki i ludziorki :) |
|
Lubię tak oszronione słupki. Nie raz uratują tyłek w zadymce śnieżnej. |
|
Ani śladu człowieka... |
|
Garbus o wschodzie słońca :D |
|
Latem tam stoi tablica, zimą istne dzieło sztuki. |
|
Fju, fju.. i Pradziad nawet do nas macha :) |
|
Nadchodzą ludzie! |
|
Takie atrakcje. |
|
Zimnooooooooo!!!! fot. Góry ponad chmurami |
|
Przysypane śniegiem ruiny dawnej wieży widokowej. Bardzo możliwe, że przy kolejnej wizycie tutaj będzie stać już nowa wieża. fot. Góry ponad chmurami |
|
Kto nie skacze ten...? fot. Góry ponad chmurami |
|
The walking dead - wersja Masyw Śnieżnika :D fot. Góry ponad chmurami |
|
Koniec sesji, Artur chowa aparat do pokrowca :) |
Gdy
słońce już na dobre zaczęło oświetlać nasze twarze, przyszła
pora na zwinięcie namiotu.
Niestety
moje kończyny wciąż nie przystosowały się do panujących
warunków. Pakowanie śpiwora do worka kompresyjnego było czymś dla
mnie niewykonalnym. Wpychanie w łapawicach niewiele dawało,
ponieważ za każdym razem rozprężał się i wylewał z worka.
Musiałam ściągać rękawice i upychać go gołymi rękami. Trzy
ruchy upychania, 30 sekund trzymania dłoni w łapawicy. Chciało mi
się płakać z tej niemocy. Wbrew odczuwania bólu udało się w
końcu zapakować wszystko do plecaka, zawiązać sznurówki w
butach, a nawet założyć stuptuty. Wszystko w odstępach czasowych.
Gotowi
do wymarszu, zeszliśmy w kierunku słynnego
śnieżnickiego słonia. Tak długo na niego polowałam! W końcu
zobaczyłam go na żywo. Sympatyczny, kamienny pomnik w otoczeniu
pięknej panoramy. Słoń to symbol Śnieżnika u naszych czeskich
sąsiadów, a wcześniej (w 1932 r) był on symbolem niemieckiego
stowarzyszenia artystycznego Jescher. W pobliżu są
ruiny
schroniska "Liechtensteinschutzhaus”, w których schowaliśmy
się by zjeść śniadanie. Miejsce jest dobre na biwak czy
przeczekanie złych warunków. W środku jest cieplej niż na
zewnątrz. Ja po tym krótkim tuptaniu poczułam się już znaczniej
lepiej. Ręce i stopy przestały boleć. Humor poprawiła także piękna
pogoda.
|
Tiririri :D |
|
Aż się kurzy od śniegu ;) |
|
Nowość u Czechów; Wieża widokowa "Ścieżka w obłokach". |
|
Idziemy przywitać się ze słoniem. |
|
Widoczki ze szlaku. |
|
Baner dla Gór ponad chmurami w wersji zimowej :) |
|
Uwielbiam takie choinki! :D Wyglądają jak potwory. |
|
Ja tam w przesądy nie wierzę! |
|
Selfie ze słoniem :) |
|
Wejście do ruin schroniska. |
|
Zimowe mniami! |
|
Trójmorski Wierch 1145 m n.p.m |
|
Ostatnie spojrzenie na słonia. |
Pożegnaliśmy
się ze słoniem i ruszyliśmy po śladach narciarza, by dotrzeć do
sąsiadującego szlaku zielonego. Na próbę Artur założył mi
swoje rakiety. Szło się w nich bez większych trudności i może
faktycznie mniej zapadałam się w śniegu, ale z małą tęsknotą
patrzyłam na te narciarskie ślady. Moje krótkie bestie zostały w
domu.
|
Nie spodziewaliśmy się aż takiej ilości śniegu. |
|
Artur na zejściu do zielonego szlaku. |
|
Skadi w rakietach. fot. Góry ponad chmurami |
|
Rakiet ciąg dalszy. fot. Góry ponad chmurami |
|
Na chwilę poza szlakiem. fot. Góry ponad chmurami |
Zeszliśmy
na szlak. Artur rzucił hasło, by podejść do chatki pod
Śnieżnikiem. Po wydeptanych śladach zaczęliśmy podchodzić
dzikim zboczem. Niestety droga nie miała końca, a chatki wciąż
nie było widać. Zdecydowaliśmy sobie dać z nią spokój i
zawróciliśmy. Na tym odcinku zgubiłam gdzieś swój talerzyk od
kijka, także na wiosnę jak ktoś znajdzie, to niech wie że to mój!
;)
|
Strata wyjazdowa - brak jednego talerzyka. fot. Góry ponad chmurami |
|
Idziemy szlakiem zielonym. fot. Góry ponad chmurami |
|
Zima w Masywie Śnieżnika. |
|
Lans fota w rakietach. |
|
Kurtka puchowa 600zł, łapawice 150zł; dorwać Burego - bezcenne :D |
|
Kot parkingowy w Kletnie. |
Nasz
powrót do Kletna odbył się już mniej uczęszczanymi szlakowymi
wariantami. Oddałam Arturowi rakiety, by mógł się nimi nacieszyć.
Śniegu było sporo... W drodze mijaliśmy kilku nieświadomych
turystów udających się na Śnieżnik. Szybko zrezygnowali, gdy
zobaczyli, że szlaki z tej strony są nieprzetarte. W wiosce Kamienica spotykaliśmy kociaki oraz oswojoną sarnę przy leśniczówce.
Wariantem szlaku rowerowego, który na ten czas jest trasą pod
biegówki zeszliśmy na parking. Przywitał nas kot – stróż. Ode
mnie dostał resztki kabanosa za pilnowanie Rekina :)
Późnym
popołudniem ruszyliśmy w stronę Legnicy. Artur zagadywał mnie
przez całą drogę, bym nie zasnęła za kierownicą. Co ciekawe,
wizja pójścia do pracy następnego dnia jakoś mnie paradoksalnie
nie dołowała, wręcz odwrotnie. Pomyślałam, że w końcu odpocznę od tych górskich wojaży! :D (oczywiście ten stan będzie się utrzymywać co najwyżej przez dwa dni:)
* Być może przyczyną mojego przebudzenia z zimna była dość kiepska izolacja termiczna od podłoża. Niestety do czasu wyjazdu, nie zdążyłam zaopatrzyć się w coś grubszego. Cienka karimata okazała się najsłabszym punktem zimaku. Śpiwór jak na pierwsze użytkowanie w terenie spisał się dobrze.
Ale czaderska wyprawa, świetne zdjęcia!!! Masz talent dziewczyno. ps: nowe szkiełko?
OdpowiedzUsuńWidzisz, talent drzemie tylko dobrego nauczyciela brakuje :P Zdjęcia były robione tym moim kitem 18 -105, ale nowe szkiełko już w drodze. Na dniach zapuka do drzwi :D
UsuńNo i jesteś pierwsza z relacją ;) Ja miałem pisać dzisiaj swoją, ale nie wiem, czy nie wybiorę innej wycieczki. W końcu Twój opis jest bardzo dobry :)
OdpowiedzUsuńMata rzeczywiście jest ważna, bo czasem dobra izolacja od podłoża pozwala wyspać się nawet przy gorszym śpiworze.
Dzięki za towarzystwo, a rakiety jeszcze kiedyś Ci użyczę, przy lepszym śniegu dla nich. Bo ten nie był najlepszy - świeży puch. Ale i tak myślę, że w rakietach szło się lepiej :)
Od dłuższego czasu poszukuję jakiegoś dobrego rozwiązania w sprawie izolacji od podłoża. Jest teraz tyle wynalazków, że nie wiadomo na co się zdecydować. Mam nadzieję że ten Śnieżnik, nie będzie Twoim jedynym w tym sezonie wypadem z rakietami i upolujesz jeszcze wymarzone dla siebie warunki. Czekam na Twoją relację, w której nakłamiesz pewnie jak to ciepło było :D
UsuńŚwietny wyjazd :) Moja ulubiona forma spędzania nocy gdzieś na dziko w śniegach :)
OdpowiedzUsuńWitanie dnia w takich okolicznościach jest piękne, tylko żeby tak jeszcze być bardziej odporną na mrozy :(
Usuń"Ruszyliśmy ku szczytowi. Przez te kilka dni bardzo dopadał śnieg, więc szykował się nam zimak pełną gębą. Po północy dotarliśmy na Śnieżnik 1425 m n.p.m." - to ile żeście szli? ;) :D
OdpowiedzUsuńWarun śniegowy rewelacja, z temperaturowym pewnie było nieco gorzej. :P No ale gratulacje dziewczyno, żeś dała radę! Warto było. :)
Ja miałam wrażenie, że idziemy wieczność :P A w rzeczywistości szliśmy około 3 godzin. W tekście pojawił się mój skrót myślowy, otóż w tym czasie akurat nad Polską szalał front z opadami śniegu i góry w taki stan przeobraziły się w ciągu kilku dni. Jak widać na zdjęciach były to bardzo intensywne opady. Niestety takie warunki nie ostały się zbyt długo. W sumie to wolę nie wiedzieć ile było na termometrze. Artur pewnie będzie się spierać, że niewiele poniżej zera. Nie wierz mu! ;)
UsuńSkrót myślowy fajnie pasował do ekstremalnej wyprawy. :D Ja stawiam na co najmniej -15 i w mniej nie uwierzę. :D
UsuńW śpiworze powinno się spać co najwyżej w bieliźnie. Nie jest łatwo zdobyć się na odwagę i wykonać ten krok. Mi zajęło to dobre... wiele lat :) Dzięki temu obszarem z nadprodukcją ciepła (tors) ogrzejemy giczoły, gdzie ciepła naturalnie jest mniej. Kurtka stanowi niekorzystną barierę. Często w nocy budziłem się ze spoconymi plecami i sztywnymi z zimna kulasami :) Że o dobrej izolacji od podłoża już nie wspomnę ;-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSłyszałam o spaniu w śpiworze w samych gaciach. Ja jakoś nie mogę się na razie przełamać. Poza tym, był to mój pierwszy zimowy biwak na szczycie. (Dotychczas raz przytrafiło mi się spać na przystanku w Karpaczu przy -6 stopniach C). Trudno teraz stwierdzić czy podczas tej nocy założona kurtka była dla mnie korzystna czy nie. Na pewno lepsza izolacja od podłoża podniosłaby komfort termiczny. Pozdrawiam serdecznie i dzięki za cenny komentarz :)
UsuńPotwierdzam. Też się raz przegrzałam, bo w całym wdzianku jakie miałam weszłam do śpiwora, i myślałam, że zamarznę bo byłam zalana potem. A ja myślałam głupia, że to z zimna i jeszcze się kocem przykrywałam. Więc zatoczyłam takie błędne koło. Nawet rękawiczki zmieniałam co pół godziny, bo tak mi się pociły dłonie z ciepła, że mi już zimno było jak rękawiczki przemakały.
UsuńPo prostu pięknie, a widoków ze wschodu zazdroszczę! :) Ile mogło być stopni? Pochwalisz się co to za śpiwór? Tego elementu wyposażenia ciągle mi jeszcze brakuję.Teraz nie pozostaje nic innego, jak poczekać na relację drugiej strony :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSą różne opinie jaki kupić śpiwór. Ja osobiście żałuję, że gdy stałam pierwszy raz przed dylematem zakupu zimowego śpiwora zdecydowałam się na syntetyk (Marmot Wave III). Niby się mówi, że nie trzeba się obchodzić z takim jak z jajkiem. Jest też tańszy. Po kilku sezonach w górach stwierdzam, że warto dołożyć pieniądze i kupić śpiwór puchowy. Nie tylko ze względu na komfort termiczny, ale przede wszystkim na dużo większą kompresję i ciężar. Naprawdę nic tak nie potrafi zepsuć wycieczki jak (nie)zbędne kilogramy na plecach. A co do trwałości. Rzeczy kupuje się po to by służyły w górach, a nie żeby wisiały pięknie w szafie. Także nie przejmuję się wystającym piórkiem, które czasem chce wyjść na świat. Ja zakupiłam śpiwór polskiej marki Cumulus Mysterious Traveller 700. Kurtkę puchową mam też tej firmy - Incredilite Lady. Trza wspierać i promować polskie produkty, tym bardziej, że są naprawdę świetne :) Pozdrawiam!
UsuńNo i na taki wschodzik w najbliższy weekend liczę :D Genialnie wręcz wyśmienicie :)
OdpowiedzUsuńR E W E L A C J A
PS Widzę że w tym roku wszyscy szkiełka zmieniają ;) :D
Pozdro dla Was :)
Trzymam kciuki za wymarzone warunki! Zobaczymy jak to będzie po zmianie szkła. Dawno nie robiłam zdjęć obiektywem stałoogniskowym. BTW, jakim sprzętem robisz swoje foty?
UsuńRóżnie - najczęściej starym ale jarym nikusiem D5100 który w torbie leży ze standardowym 18-105 i oprócz tego z fajnym nikkorowskim tele 70-300 VR lub też pentaxa k-r z kitem 18-55. Ten drugi mniej znany, ale całkiem fajny, lekki sprzęt :)
UsuńW tym roku raczej na pewno zmieniam, nie wykluczone że na D7200 i jakiś lepszy zmiennoogniskowy obiektyw nikkora :) A Ty jaką stałkę kupujesz?
Długo zastanawiałam się jaki kupić drugi obiektyw do mojego nikusia d3300. Dotychczas używałam 18-105. Wahałam się czy kupić jakiś teleobiektyw na kozice :P czy krótki, lekki, jasny obiektyw. Zdecydowałam się na ogólnie zachwalany w społeczeństwie nikkora 35mm 1.8.
UsuńMoje okolice :) Fajne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńOde mnie w ten rejon to tak dwie godziny jazdy. Masyw Śnieżnika mam średnio przedreptany, ale chciałabym to w najbliższej przyszłości zmienić. Pozdrawiam! Bądź dumny ze swoich okolic, bo są naprawdę piękne ;)
UsuńAle czad! Wyprawa rewelacyjna i w doborowym towarzystwie :). Czekam na relację Artura, coby przekonać się, jak było z Jego perspektywy :D.
OdpowiedzUsuńI zima całą gębą. W przyszłym roku z tego wynika, że śniegu będę szukał w Sudetach.
W okolice Śnieżnika wybieramy się od niedzieli. Mam nadzieję, że trochę śniegu jeszcze spadnie i będzie bardziej zimowo, niż wiosennie.
W Sudetach zawsze gdzieś ta zima się ukryje. A co do tego czy śnieg jeszcze trochę spadnie w tym sezonie, to jak wróżenie z fusów... Na razie jest z tym trochę licho :(
UsuńWow, jestem pod ogromnym wrażeniem! Jak przeczytałam o poranku po nocy w namiocie to mi szczęka opadła, bo już wyobraziłam sobie tę ożywczą temperaturę. Jednak kiedy chwilę później zobaczyłam zdjęcia to stwierdziłam, że dałabym sobie wiele odmrozić dla takich widoków. 7 niebo. Blog rewelacja! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo ja nie mogę sobie pozwolić na odmrożenie paluchów, bo bym nie mogła się zajmować zawodowo tym czym się zajmuje :) Wiadomo, fajnie uchwycić w aparacie piękny widok, ale jest jeszcze w mózgownicy pamięć długotrwała. Całkiem dobry "wynalazek". :) Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie częściej :)
Usuńpodziwiam! przepiękne zdjęcia, ale nie chcę myśleć jak musiało być zimno rano.....
OdpowiedzUsuńZawsze podziwiam fotografów, którzy potrafią w ciężkich warunkach robić zdjęcia.
UsuńTwoje nocne problemy z marznięciem, przypomniały mi te moje z przejścia Grani Niżnych Tatr zimą parę lat temu.. Myślę, że powód zimna - prócz tego oczywistego (kobiety maja inną termikę ciała) - jest podobny i wspomniałaś o nim na końcu relacji. Karimata średnio nadaje się jako izolacja zimą pod puch, cienka zwłaszcza. Puch na takiej "izolacji" się zbija i traci sporo na parametrach. Kupuj mate samopompującą, nawet się nie zastanawiaj, zupełnie inna bajka - mówię z własnego doświadczenia ;)
OdpowiedzUsuńRozważam matę samopompującą, ale zależy mi na niskiej wadze, więc chyba będę musiała uruchomić świnkę skarbonkę na ten cel :)Być może faktycznie ten puch się spłaszczył, bo przecież zimno od spodu zaczęłam odczuwać dopiero po pewnym czasie. Gratulacje za przejście zimowej Grani Niżnych Tatr! - może kiedyś sama odważę się na taką akcję :)
UsuńCo do GNT zimą, polecam :) Nam zajęło to... 7 dni i 15 minut ;) Relację znajdziesz u mnie.
UsuńNatomiast... przemyśl ją pod katem skiturów - to będzie moim zdaniem piękna sprawa... i już się przymierzam z przyjaciółmi! ;) Zapewne nie tej zimy, ale już kolejnej...? Kto wie :)
Świetne warunki trafiliście ! I pomyśleć, że dzień wcześniej było tak brzydko. Byłem tamtego dnia na tym szczycie z "rakietą" i do Was machałem ;)
OdpowiedzUsuńTo wtedy na biegówkach byłeś? :) Tak, warunki trafiły się naprawdę całkiem całkiem :)
UsuńTak, to był urodzinowy wypad na biegówkach w ten mroźny poranek :)
UsuńMega zdjęcia, tęsknię za Polską i cóż mogę dodać... Gratuluję! Ja póki co mam tylko syntetyka do spania, więc na takie mrozy się nie wybieram haha...
OdpowiedzUsuńBiwak z widokiem na Matterhorn. Ajajaj, niech mi się chociaż przyśni! :D Nie dziwię się, że tęsknisz za Polską...
UsuńWielki szacun za ten pierwszy raz na mrozie. Mi muszą wystarczyć twoje świetne zdjęcia. Poranny spacer w tej bajkowej scenerii na pewno zagłuszył nocne niedogodności. Takie wyjazdy procentują w przyszłości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
To prawda, wędrówka w bajkowej scenerii szybko zagłuszyła nocne niedogodności :) Ale tak to już czasem w górach bywa, najpierw musisz trochę pocierpieć by później przeżyć coś niezapomnianego :) Pozdrawiam!
Usuńhejka! piekny blogas! bede zagladac :)
OdpowiedzUsuńpozdrowka i milego focenia!
Dzięki! Zapraszam do polubienia fanpage'a na fb by być na bieżąco :) Pozdrawiam!
UsuńHa, no to z opóźnieniem, ale mam dwie relacje ;) Jesteś mega fantastyczna Ciocia! I wcale nie dlatego przecież, że odbyłaś genialny zimak, ale dlatego, że dokarmiłaś kotełka ofkors ;) A poważnie to bardzo Ci gratuluję, ja też pewnie trzęsłabym się z zimna, ale dla tych widoków może warto czasem pocierpieć. Uściski!
OdpowiedzUsuńJa jak spotkam kota w górach to mnie potem nie można od niego oderwać ;) Mam w planach odwiedzić kotkę ze schroniska na Hali Kondratowej :D
UsuńA w zeszłym roku jej nie widziałam. Poszła sobie gdzieś na lunfry :) Albo natłok turystów ją przeraził :P
UsuńByłem w grudniu, kota nie stwierdzono.
UsuńSuper! I te widoki.
OdpowiedzUsuńChociaż raz w życiu warto przeżyć taki zimak ze wschodem słońca :)
UsuńRelacja przeczytana z dwóch stron (Twojej i Artura). Widzę trafiliście na świetne warunki - gratulacje :)
OdpowiedzUsuńPatrząc z perspektywy czasu, to ustrzelone warunki, bo generalnie zima w tym sezonie jest słaba :)
UsuńJutro się wybieram z biwakiem :)
OdpowiedzUsuńSuper! Ma być piękna pogoda!
Usuń