Zachodniotatrzańska trójca


Ten rok będzie należeć do integracyjnych z górską blogosferą. Po Zimaku na Śnieżniku z Arturem (www.goryponadchmurami.pl), Lodowym wspinie w Głuszycy Górnej z Wojtkiem (www.nocpodgwiazdami.pl), przyszedł czas na Magdę i Marcina (www.pomyslnawycieczke.blogspot.com).

Już od jakiegoś czasu próbowaliśmy się ugadać na jakiś wspólny wyjazd, ale jak nie praca to pogoda, jak nie pogoda to różnorakie inne sprawy stawały na przeszkodzie. Kolejna próba nadeszła w pamiętny jak się później okazało krokusowy nalot w Dolinie Chochołowskiej. 



Świeżo rozpoczęty miesiąc na dzień dobry przywitał mnie wolnym weekendem. Od razu wysłałam wiadomość do Magdy z zapytaniem, krótkim lecz treściwym: „1,2,3 kwietnia? :)” Odpowiedź bardzo mnie rozbawiła. Mail zwrotny brzmiał: „Gdzie i o której? Jakie plany i kierunek? :)”. Było więc wielce prawdopodobne, że wyjazd w końcu wypali. Nawet prognozy pogody trzymały z nami sztamę. Szykował się naprawdę wiosenny weekend w górach... a gdzie dokładnie? W Tatrach Zachodnich.

sobota, 2 kwietnia 2016

Jak to się zaczęło? Wsiadłam najpierw do swojego Rekina uzbrojona we flotę chusteczek obierając kierunek na Opole. Między zmianami biegów, toczyłam nierówną walkę o drożność swojego nosa. Choroba chciała mnie skuć w wirusowe kajdany. Nie poddałam się, chociaż wiedziałam, że na pewno będzie mi uprzykrzać wędrówkę po tatrzańskich szlakach; tym bardziej, że plany były dość nietypowe... 

W Opolu zjawiłam się na czas. Pomysł na wycieczkę był już gotowy :). Ulokowaliśmy się do jednego auta i ruszyliśmy w kierunku słowackich Tatr Zachodnich. W połowie drogi urwał mi się film, ponoć sen jest najlepszy na przeziębienie (dobrze jak jeszcze we własnym łóżku, a nie podczas wyjazdu, ale co zrobić jak góry wzywają :P). Po 4 godzinach jazdy zameldowaliśmy się na parkingu ośrodka narciarskiego Roháče Spalena. Tłumy narciarzy zjazdowych w krótkich rękawkach, opalanko na składanych krzesełkach przy samochodach. Takie warunki, a my bez nart! O krzesełkach też nikt z nas nie pomyślał. Mieliśmy za to raki i czekany. Nasza trójca skryła się szybko w lesie. Wybraliśmy szlak zielony  prowadzący na Sedlo pod Osobitou (1521 m n.p.m) . W "pelerynkach niewidkach", bo o tej porze tak trzeba, trasa minęła nam w miarę sprawnie (brak śniegu).


Przy Chacie  Zverovka zastaliśmy małą polankę rosnących krokusów.
fot. Pomysł na wycieczkę

Szafran spiski.

Prawda, że nas nie widać? ;)

Gdy wpełzliśmy na przełęcz, pojawiły się pierwsze konkretne widoki na Tatry Zachodnie. Pod Osobitą zrobiliśmy sobie chwilową przerwę. Ostro przygrzewało, ale jednocześnie wiosenny zimny wiatr uporczywie przeszkadzał w swobodnym odpoczynku. Nie usiedzieliśmy w takich okolicznościach za długo. Zdążyliśmy już ochłonąć po tym 2 godzinnym podejściu i zwyczajnie zaczęło się nam robić troszkę zimno. 


Jesteśmy na przełęczy.
fot. Pomysł na wycieczkę

Sople znikały w oczach.

Ruszyliśmy najpierw na zdobycie Grzesia 1653 m n.p.m - pierwszy szczyt z zachodniotatrzańskiej trójcy. Miało być lekko, przyjemnie i szybko. Wymienione przysłówki,  przekształciły się ostatecznie w ciężko, nieprzyjemnie, wolno. Od momentu wyjścia z auta do postawienia nogi na Grzesiu zeszło nam 6 godzin! Wszystko za sprawą niekorzystnej konsystencji śniegu, która trwale nas spowolniała. Do tego jeszcze ze trzy razy szukaliśmy szlaku.


Idziemy na podbój Grzesia.

To którędy teraz?

Na Grzesiu zastaliśmy kilku maniaków zachodu słońca z przygotowanymi do spektaklu aparatami. Powoli zbliżał się wieczór. Warunki spotkane na szlaku zweryfikowały nasze górskie plany. Szykowała się zmiana głównej wisienki na wyjazdowym torcie. Zanim jednak gdziekolwiek poszliśmy dalej, w nocy na zmianę pilnowaliśmy jednego ze słupków granicznych.

Szukamy dogodnego słupka granicznego do pilnowania ;)

Oto ci on! ;)

Dobranoc!


niedziela, 3 kwietnia 2016

Nastał nowy dzień. Dzień szczególny w tatrzańskiej historii. Tego bowiem dnia miały miejsce dwie niecodzienne sytuacje:

- Dolina Chochołowska prawie pękła w szwach (3 kwietnia padł absolutnie nowy rekord frekwencji w Tatrach. 25 tys. osób jednego dnia zakupiło bilety wstępu do parku w jednym punkcie biletowym)

- nad Polskę nadciągnął pył znad Sahary (a ja przez cały dzień myślałam, że mi się wzrok pogorszył przez pilnowanie tego słupka!!!)

W sumie to wymieniłabym jeszcze trzecią. W końcu miałam jakieś widoki  na Wołowcu. Zanim jednak tam dotarliśmy, zahaczyliśmy jeszcze o Rakoń 1879 m n.p.m (drugi z Zachodniotatrzańskiej trójcy). Do południa warunki były całkiem przyjemne (zmrożony śnieg), mieliśmy jednak świadomość, że po południu będzie biała roztapiająca się chlapa, do tego straszył też widok dość licznych lawinisk w okolicy. Nasz pierowotny plan - przejście Rohaczy, zdecydowaliśmy się przełożyć na inny raz. Stąd też zamiast Rohaczy, wisienką na tatrzańskim torcie został Wołowiec 2064 m n.p.m. Mój katar za to wciąż miał się świetnie, jedynie zmienił konsystencję wprost proporcjonalnie do popołudniowej konsystencji śniegu ;)

Koniec z pilnowaniem słupka. Czas ruszać dalej!
fot. Pomysł na wycieczkę

Dolina Chochołowska. Nawet nie wiedzieliśmy, że na naszych oczach tworzy się historia ;)

Rakoń zdobyty! Karimatka time!
fot. Pomysł na wycieczkę

Prosto na Wołowiec hej!

Snują kolejne pomysły na wycieczkę :)

Już szczyt czy jeszcze nie już?
fot. Pomysł na wycieczkę

Na Wołowcu jeszcze trochę śniegu zastaliśmy :)
fot. Pomysł na wycieczkę

Komplet tabliczek Zachodniotatrzańskiej trójcy.
Grześ - Rakoń - Wołowiec

Rohacz Płaczliwy 2125 m n.p.m
fot. Pomysł na wycieczkę


Rohacze - następnym razem kochanieńkie ;)

No niby wszystko widać, ale jednak nic nie widać. Efekt pyłu znad Sahary.

Widok z Wołowca na dalszą stronę Tatr Zachodnich.

Liczne lawiniska na zboczach Łopaty 1958 m n.p.m

Na szczycie posiedzieliśmy dłuższą chwilę, który dzieliliśmy z innymi turystami oraz skiturowcami. Czas już nas tak nie gonił jak wcześnie. Gdy wiatr znowu zaczął nam dokuczać ruszyliśmy w dół. Na Rakoniu uciekliśmy na słowacką stronę, ponownie odziewając się w pelerynki-niewidki. W porze obiadowej zjawiliśmy się przy aucie.

W końcu jakiś sprzęt zimowy poszedł w użycie ;)

Sedlo Zabrat 1693 m np.m (Przełęcz Zabrat). Kto pierwszy na ławeczkę! ;)
fot. Pomysł na wycieczkę

Magda i Rohacze przy Tatliakovej Chacie.
fot. Pomysł na wycieczkę

Asfalting wzdłuż Rohackiego potoku.
fot. Pomysł na wycieczkę

Mimo, że pierwotny plan nie wyszedł to bardzo podobał mi się ten wyjazd. Zachodniotatrzańska trójca jest mi znana, ale nigdy nie wchodziłam na nią od słowackiej strony. Trzeba również wspomnieć, że w końcu załapałam się na widoki z Wołowca  (do trzech razy sztuka!) i o pilnowaniu słupka w środku tatrzańskiej nocy. Do tego kolejni ludzie poznani na żywo w ich naturalnym środowisku z górskiej blogosfery. Coś czuję, że z Pomysłem na wycieczkę wejdziemy wspólnie nie raz na coś grubego. To tylko kwestia czasu...

Komentarze

  1. Ooo widzę że tamtego weekendu wszyscy byli w Tatrach :D
    Btw, nie wiem jak Ty, ja nie mogę przeboleć tego zamkniętego szlaku na Osobitą. Za każdym razem jak widzę relację z tego rejonu Tatr, wzdycham ciężko ;_;
    A foty jak zwykle super ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, kilku blogerów z górskiej sfery było faktycznie w Tatrach, tylko rozlokowali się w różnych dolinach :) Na Przełęczy pod Osobitą byłam pierwszy raz, być może jak zjawię się tam ponownie to wtedy zaczną mnie ogarniać podobne emocje jak u Ciebie w sprawie zakazu wstępu ;)

      Usuń
    2. Ja tylko powiem, że na szczyt w dalszym ciągu wiedzie bardzo wyraźna ścieżka, na której sa jeszcze widoczne kolorowe znaki ;)

      Fajne widoki, a ten pył w powietrzu widac od razu jak się porówna zdjęcia z dwóch dni. Sam tego dnia się zastanawiałem czemu to niebo takie jakies dziwne. Dopiero w domu dowiedziałem się co to było.

      Usuń
    3. Tak, widać dokładnie różnicę na zdjęciach między pierwszym a drugim dniem. Też dopiero w domu dowiedziałam się jaka była przyczyna tej dziwnej widoczności.

      Usuń
  2. W końcu coś co cieszy nasze oczy :) Wycieczka zdecydowanie w naszym klimacie, a pogoda jak marzenie ! Wołowiec odcisnął się w naszej pamięci bardzo pozytywnie i jeśli nasze plany w pełni się zmaterializują to "przechodnie" będziemy go jeszcze dwa razy w tym sezonie odwiedzać :)
    Pozdrawiamy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jakoś ciągle nie mogę się w Zachodnie zapuścić dalej... zawsze ten Wołowiec dzierży miano najwyższej góry podczas wycieczki. A mam wiele miejsc w tych rejonach do zobaczenia. Są zupełnie przeze mnie nieprzedreptane.

      Usuń
  3. Piękne zimowe obrazki. Tatry, o jakich marzę, by kiedyś pospacerować po nich o tej porze roku.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śnieg jeszcze leżący, ale temperatura przyjemnie dodatnia. Warto wybrać się w takie warunki, oczywiście mając na uwadze stopień zagrożenia lawinowego.

      Usuń
  4. Fajna wycieczka, nam się udało w ubiegłym roku w lutym zaliczyć "trójcę", tylko od Chocholandu. Widzę, że ostro wspinasz się i zdobywasz nowe drogi. Pozdrawiam. Piotrek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrku, jaki to wspin, toż to zwykłe łazikowanie ;)

      Usuń
    2. Pisząc o wspinie, miałem na myśli Świnicę i Śnieżne Kotły. Może nie w tym temacie to napisałem. "Trójca" to faktycznie typowy spacerniak.

      Usuń
  5. Pięknie. Spontaniczny wyjazd, w dodatku z dobrym towarzystwem, przy super pogodzie - czego chcieć więcej? Rohacze wciąż na mnie czekają, jakoś nie udało się ich "dziabnąć" od strony Wołowca, ale w tym roku mam na nie chrapkę. Uściski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duśka, to była moja druga próba z Rohaczami, więc nie jesteś osamotniona :)

      Usuń
  6. Gratuluję udanej wycieczki! :) Fajna taka integracja górskiej blogosfery. Zapraszam także do mnie, ostatnimi czasy przeniosłem się z bloggera na własny serwer w związku z czym funkcjonuję już tylko pod adresem: www.swiat-gor.pl. U mnie tymczasem poza górskimi relacjami trwa konkurs z okazji przenosin (http://www.swiat-gor.pl/konkurs-swiat-gor/). Zachęcam gorąco do udziału i pozdrawiam. Adrian - Świat Gór- Czyli blog o górach :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj ten pył znad Sahary popsuł nam widoczki w pierwszy weekend kwietnia ;)

    To co ? Kiedy integracyjny wypad rowerowy ? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha, ja jeszcze jestem cienias rowerowy. Zwłaszcza po tym jak się wydało, jaką masz rowerową przeszłość z UpHill Race Śnieżką na czele :) Muszę jeszcze trochę kilometrów pokręcić by nie spowalniać wycieczki na podjazdach :P Ja tam integracje z górską blogosferą bardzo lubię, więc kto wie, kto wie. Mogę zdradzić, że na blogu najbliższa relacja będzie pod szyldem mtb :)

      Usuń
    2. Spoko, poczekam. Miałbym dla Ciebie kilka ciekawych propozycji na fajnie spędzenie dnia lub weekendu na mtb. I to bez żadnej spiny. Po prostu luzik, a zabawa przednia :)

      Co do spowalniania wycieczki na podjazdach to ja się z tego ostatnio bardzo cieszę bo mogę zdjęcia porobić :D

      Usuń
  8. Można powiedzieć, że integrowaliśmy się telepatycznie z wami! 2 kwietnia byliśmy na Chochołowskiej, a potem na Grzesiu i Rakoniu. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, jakby się tak wcześniej spiknąć to i minizlot górskiej blogosfery można było wtedy zrobić :) Widziałam Wasze piękne zdjęcia z Polany Chochołowskiej :)

      Usuń
    2. A ja powiem, że te górskie, podobają mi się bardziej u ciebie i już trochę zazdroszczę:D Jakoś nigdy nie mogę dojść ładu z balansem bieli przy śniegu :)Ostatnio coś mi się nie wyświetlają posty na fb i widzę, że mam sporo zaległości. Jakieś rowery, jakieś hamaki... Super! :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

DRABINA WAŁBRZYSKA - kondycyjny wycisk w Sudetach!

SCHRANKOGEL - trzytysięcznik dla początkujących

Jezioro Iseo - poradnik praktyczny [gotowiec urlopowy!]

Karkonoska Diagonala