Okoliczności
sprawiły, że swój sierpniowy 3-dniowy wypad w polskie Tatry
spędziłam z... sama ze sobą. Było to dla mnie nowe i ciekawe
doświadczenie, ponieważ jak dotąd zawsze miałam na wyjazdach
kompanów. W Zakopanem czuję się jak we własnym mieście
rodzinnym. Wiem którymi ścieżkami chadzać, znam sprawdzone
miejsca gdzie dobrze zjeść i zaopatrywać się w ewentualny
prowiant. O te sprawy miałam więc spokojną głowę. Moją jedyną
bolączką przy planowaniu tego wyjazdu były za to noclegi. Wiadomo
- sezon w pełni. Do tego termin pobytu zahaczał jeszcze o weekend.
Nie wchodziła w grę jednak jakakolwiek rezygnacja! Tym bardziej, że
prognozy pogody były całkiem dobre, a bilety na „ukochanego”
Polskiego Busa zostały już kupione. Chciałam się jednak czuć
psychicznie komfortowo i być przygotowaną na każdą ewentualność.
Od spania pod chmurką, po normalne łóżko z kołderką, dlatego
więc niczym ślimak, swój *18 litrowy!!! domek zarzuciłam na plecy
i udałam się najpierw na legnicki dworzec kolejowy, by później
już z wrocławskiego dworca autobusowego przetrwać nockę w Polskim
Busie i o 6 nad ranem zameldować się w polskiej stolicy Tatr.
Jest
kilka szlaków, jest kilka szczytów w polskich Tatrach, na których
moja noga jeszcze nie stanęła. I nie są to wcale mniej uczęszczane
zakątki, wręcz przeciwnie! Oblegane, promowane dla wszystkich
którzy powinni poznać i zobaczyć podczas swojej pierwszej
tatrzańskiej wizytacji. Tak się jakoś złożyło, że na
Szpiglasowym Wierchu mnie nie było, a należy przecież do szczytów
określiłabym podstawowych.
piątek, 5 sierpnia 2016
Jestem
w Palenicy Białczańskiej. Na Szpiglasowy Wierch decyduję się
wejść od strony Doliny Pięciu Stawów Polskich, a następnie zejść
na stronę Morskiego Oka. Zanim jednak na dobre azymut ustawię na
Szpiglasa, zachodzę do schroniska w Dolinie Roztoki. Jestem tam
pierwszy raz! Wiele się naczytałam i nasłyszałam o dobrych
opiniach tego miejsca i przyznam, że wszystko się potwierdziło.
Jest pora śniadaniowa, większość turystów zamawia poranne
żarełko, ja natomiast zapytuję o nocleg (będąc jeszcze w domu
telefonałam w tej sprawie – oczywiście odpowiedź była wiadoma –
brak miejsc). Chciałam się upewnić co do możliwości spania na
glebie i wstępnie zaklepać sobie kawałek podłogi w korytarzu.
Udało się! Zostawiłam płachtę biwakową w celu oznaczenia
terenu, a resztę niepotrzebnego sprzętu i żarcia wrzuciłam do
przechowalni. Spokojniejsza o miejsce noclegu, ruszyłam już na
lekko zielonym szlakiem w kierunku Doliny Pięciu Stawów Polskich.
|
Królowa polskich wodospadów. Wielka Siklawa w kolorach tęczy. |
Gdy
byłam już przy stawach, odniosłam wrażenie, że do Szpiglasowej
Przełęczy jest strasznie daleko w porównaniu np. z wejściem na
Kozi Wierch, który z pułapu doliny wygląda banalnie i też
naocznie wydaje się być bardzo blisko – a przecież szczyt
stanowi jeden z głównych filarów Orlej Perci! Ja jednak idę za
żółtymi znakami, wygodnym górskim chodnikiem. Wytężam po drodze
wzrok w celu dojrzenia chociaż jednego tłustego gryzonia, które
podobno dość licznie zamieszkują to miejsce. Niestety
ponownie nie dopisuje mi szczęście :(
|
W Dolinie Pięciu Stawów Polskich. |
|
Tatrzańska kaczka. |
|
Kozi Wierch 2291 m n.p.m |
W
końcu dochodzę do łańcuchów, na których korek tworzą turyści.
Czekam cierpliwie, aż pojawi się zielone światło. Niestety
czekanie przeciąga się, a nad Szpiglasem pojawia się szara chmura.
Wg prognoz cały dzień miał być ładny, ale ta chmura wyglądała
niepokojąco. Olałam stanie w kolejce i stosując krótki scrambling
ominęłam całe towarzystwo i tym sposobem znalazłam się na
przełęczy, z której do wierzchołka miałam już tylko jakieś
10-15 minut. Na Szpiglasie w pełnej krasie ujrzałam tą szarą
chmurę, która wrednie wisiała też nad innymi szczytami po
słowackiej stronie. Widok był dość ponury, ale dla odmiany cała
Orla Perć przyodziana była w niebieskie barwy.
|
Widoki ze szlaku na Szpiglasową Przełęcz. |
|
Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. |
|
Fragment z łańcuchami, tuż pod przełęczą. |
|
Szpiglasowa Przełęcz. |
|
Szpiglasowy Wierch ;) |
|
Po polskiej stronie ładnie... |
|
a po słowackiej już tak ładnie nie jest... |
Zeszłam
z powrotem na Szpiglasową Przełęcz. Miałam w planach małą posiadówę, ale wiatr skutecznie mnie od tego pomysłu odwiódł.
Zaczęłam więc od razu schodzić w stronę Morskiego Oka. Tego co się działo w okolicach schroniska opisywać nie trzeba. Pomimo
ludzkiego oblężenia miałam nawet początkowo ochotę chwilę
posiedzieć i coś zjeść! O zgrozo, że w ogóle taka myśl mi
przez głowę przeszła ;) Docierający do mnie smród dymu
papierosowego definitywnie przekreślił dalsze przebywanie przy
Moku. Nie znoszę palaczy w górach!!!
|
Dzwonek alpejski z Kozim Wierchem :) |
|
Podczas zejścia. Chmury dalej takie ponure. |
|
Mnich z innej perspektywy. |
|
Czarny Staw pod Rysami oraz charakterystyczny płat śniegu pod Bulą pod Rysami. |
|
Podpis zbędny :) |
|
Taką Obywatelkę Tatr spotkałam tuż poniżej schroniska. |
Spokojnym
krokiem zeszłam asfaltem, by w momencie pojawienia się szlakowskazu
do Doliny Roztoki z niego uciec i przenieść się do innego wymiaru
:) Przez
cały dzień, zastanawiałam się czy moje rzeczy które zostawiłam
w przechowalni, nie znalazły nowych właścicieli. Moje obawy na
szczęście nie sprawdziły się. Schronisko Roztoka jest jednym z
nielicznych miejsc, gdzie atmosfera i turyści są na pierwszym miejscu, w którego progi zaglądają raczej zagorzali górołazi, a nie przypadkowe osoby. Skorzystałam z dobrodziejstw kuchni i z okazji zdobycia Szpiglasa zamówiłam sobie małe żarełko. Gdy zbliżał się wieczór, w jadalni zaczęła rozbrzmiewać gitara i śpiewy. To był dobry wybór, by zdecydować się na nocleg w Roztoce. Chwilę pogadałam z ekipą z Warszawy i około 22 wyłożyłam się na swoim skrawku podłogi w korytarzu, wraz z innymi ludkami zmęczonymi całodzienną wędrówką po Tatrach.
Niestety prognozy na następny dzień były nieubłagane. Miało ostro lać, ale o tym co robić dalej postanowiłam pomyśleć nad ranem.
--------------------------------------------------------------
* Na 3 dniowy wyjazd spakowałam się w 18 litrowy plecak, co stanowi mój nowy rekord! O tym co dokładnie zabrałam, powstanie prawdopodobnie osobny post :)
Szpiglasowy ciągle przed nami :) Też szybciutko uciekaliśmy z Morskiego Oka. Widok na Mięgusze świetny, ale to jednak nie dla mnie. Koniecznie zdradź, jakim cudem spakowałaś się w ten 18l plecak. Dla mnie to czysta abstrakcja :P
OdpowiedzUsuńPamiętam jak około 10 lat temu jechałam z kumplami z liceum na około 10 dni do Zakopca. Spakowałam się wtedy w 32 litry, oni natomiast w 60l. Gdy mnie zobaczyli na dworcu, prześmiewczo dogadywali że pewnie ze sobą wiozę kosmetyczkę, reszta rzeczy będzie na mnie czekać juź na miejscu :) Post w sprawie tych 18 litrów pojawi się dopiero po moim urlopie we wrześniu :)
UsuńTeż jeszcze nie byliśmy na Szpiglasie.
OdpowiedzUsuńAle, co tam Szpiglas, te 18l mi musisz wyłożyć, bo mimo że się już (w miarę) ograniczam, to osiemnastka jest poza moją pakunkową wyobraźnią. ;)
Kurcze, a myślałam że tylko mi zalegał ten Szpiglas w ekipie górskiech blogerów:)
UsuńTrasa jeszcze przede mną ale zastanawiam się jak dałaś radę spakować się w 18 litrów.Nie biorę nie wiadomo ile rzeczy ale to poza moim zasięgiem :)
UsuńMyślę, żeby spakować się w mniejszy litraż plecaka to kwestia zmiany trochę myślenia. To przychodzi z czasem i z doświadczeniem. Ważne jest też to by plecak miał dobrą konstrukcję i ciekawe rozwiązania (możliwość troczenia, podział i wielkość kieszeni itp).
UsuńA ja właśnie kończę pisać relację m.in. ze Szpiglasa :D
OdpowiedzUsuńCo do plecaka, to widzę Skadi, że tetris level 100 :D
Jak skończę urlop, to na spokojnie poczytam co tam u Ciebie :) Haha tetris level 100 - no może trochę ;)
UsuńPiękne zdjęcia. :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Szkoda tylko, że te słowackie szczyty takie skąpane akurat były w chmurach. Najważniejsze jednak, że nie spadł z nich deszcz :)
UsuńW Roztoce spaliśmy i też miło wspominamy to schronisko. My identyczną trasę zrobiliśmy ze dwa lata temu, z Roztoki do "piątki", Spiglas i do Moka. Do Roztoki już po ciemku wracaliśmy. Bardzo fajna wycieczka. Jeśli chodzi o tłuste gryzonie, to teraz zajmuję się szyciem, przynajmniej w Alpach tak jest :)
OdpowiedzUsuńKurcze no! Wciąż te tatrzańskie świstaki się przede mną ukrywają! :)
UsuńWidzę, że na Szpiglasie jeszcze wiele osób nie było, w tym i my. Wybieraliśmy się tam wiele razy, za każdym razem ostatecznie decydując się na coś innego. Podobno co się odwlecze, to nie uciecze...
OdpowiedzUsuńPlecaka nie komentuję zbytnio, toż to czysta abstrakcja :D.
A zdjęcia robiłaś tylko stałką, o której pisałaś przy Lodowym, czy zdecydowałaś się na coś innego?
Na ten wypad wzięłam kit 18-105 ze względu na to, że może łatwiej mi będzie sobie zrobić zdjęcie :P Ostatecznie żadnego takiego nie zrobiłam :D A te na których jestem, są zrobione przy pomocy turystów spotkanych na szlaku ;)
UsuńBrawo, brawo! I za Szpiglasa i za plecak :) Wędrowanie samemu ma swoje zalety, wiem jak to jest. Pięknie uchwyciłaś Rysy za Mnichem. No i ta Obywatelka Tatr... łania ma minę jakby chciała powiedzieć: jesteś już setnym człowiekiem, który w tej godzinie robi mi zdjęcie. :) Co tam chmury, mi wiało na Szpiglasowym tak, że miałam czapkę i szaliczek na sobie. Ale herbata z termosu dobrze tam smakowała. Uściski :)
OdpowiedzUsuńTa łania stała prawie przy asfalcie. Wszyscy robili jej zdjęcia, a ona spokojnie skubała sobie trawkę. Teraz trzeba upolować jej 'męża'. Poroże to on pewnie ma niezłe :P
Usuń18 litrów? Mistrzyni! Czekam na posta w tym temacie :-)
OdpowiedzUsuńJa na Szpiglasie byłam chyba 4 razy i pójdę jeszcze. Widoki na okoliczne doliny są przepiękne. I fajna miejscówka na zachód słońca, choć do dziś nie trafił mi się spektakularny :-)
Spokojnie, 18 litrów ale bez szpeju do wspinu i kuchenki gazowej z garami :P Przymierzam się powoli do jakiegoś tatrzańskiego zachodu/wschodu słońca. Poleciłabyś jakiś konkretny szczyt?
UsuńCiężko mi polecić coś konkretnego bo do dziś nie udało mi się trafić na mega wschód czy zachód. Jednak wydaje mi się, że ciekawie mogłoby być na Wielkiej Kopie Koprowej bo jest jakby w środku Tatr. Fascynujące są również tereny Wołowego Grzbietu, tam można by się wyżyć fotograficznie podczas złotych godzin. Tak myślę patrząc na układ grani i okolicznych szczytów. Jeszcze się tam wybieram bo nie przeszłam całego i będę polować na jakiś wschodzik i zachodzik ;)Ale to pewnie przyszły sezon.
UsuńSpakowanie się w tak mały plecak na wypad w góry jest dla mnie abstrakcją ;)
OdpowiedzUsuńWidzisz Robercie, dla mnie abstrakcją jest podjazd rowerem na górskie przełęcze :)
UsuńZdjęcie z tęczą powala! Lubię to miejsce z chatką i tymi fioletowymi kwiatami. Zawsze tam się zatrzymuję.
OdpowiedzUsuńTakie chatki górskie super komponują się w krajobraz. Nie szpecą, a dodają wręcz uroku.
Usuń