Beisteinmauer
to niewielkich rozmiarów górka, nieopodal miejscowość Ternberg
(ok 60 km od austriackiego Linz), obfitująca w sporą ilość
żelaznych dróg jak i cały wachlarz trudności (od wyceny A do E).
Można tu spędzić miło popołudnie, jak i cały dzień. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, i rodzina z dziećmi się tu spokojnie odnajdzie jak i fani via ferrat ze sportowym zacięciem. Nie mieliśmy zbyt dużo
czasu do dyspozycji, ponieważ właśnie kończył się weekend
czerwcowy i raczej pozostał nam już tylko powrót do Polski. By nie spisać całego dnia na siedzeniu w samochodzie, nadrobiliśmy te kilkadziesiąt kilometrów więcej, by w fajny sposób rozprostować trochę kości.
|
Od wyboru do koloru. |
niedziela, 18 czerwca 2017
Zajechaliśmy na parking. Ciekawym motywem jest jego opłata. Otóż należy w automacie kupić butelkę wody, przy której gumką recepturką związany jest bilet. Następnie procedura wygląda już standardowo, należy umieścić go za przednią szybą samochodu.
|
Przy parkingu ubraliśmy cały sprzęt via ferratowy i ruszyliśmy na podbój Beisteinmauer. |
Z powodu ograniczonego czasu, mieliśmy do dyspozycji jednorazowe wejście na szczyt. Po dogłębnych analizach trudności, każdy wybrał swoją drogę. Na początku wspólnie pokonaliśmy "The Little Rock" oraz "Hetschi".
|
Początek "The Little Rock". |
|
Jeszcze schowani w lesie, ale później otoczenie się zmieni. |
|
Skała ma dużo fajnych, naturalnych chwytów. |
|
Miejsce jest bardzo popularne, a że mamy dodatkowo niedzielę, to ludzi na ferratach przybywa. |
|
Jedna z atrakcji - drabinka pod skalnym okapem. |
|
Końcówka " Hetschi", która wyprowadza na platformę widokową jak i dalszą część ferratowych dróg. |
|
Całkiem przyjemne widoczki :) |
Przy platformie widokowej rozdzieliliśmy się i każdy udał na wybraną przez siebie ferratę. Z Magdą byłyśmy zgodne - padło na "Karin". Marcin z Anią wybrali trudniejsze warianty.
|
63 metrowy "mostek" wiszący. |
|
Szkoda, że w Polsce nie ma takich via ferrat :( |
|
Się podoba, bo uśmiechy na twarzach nie znikają :) |
W pewnym punkcie wszystkie warianty ponownie łączą się i już wspólnie, po kilku przepinkach usiedliśmy na "powietrznej" ławeczce. Było sporo chętnych do posadzenia na niej swoich czterech liter, więc każdy z nas miał dosłownie minutkę na zdjęcie.
Na szczycie zastaliśmy krzyż oraz ładny widok na Ternberg oraz rzekę Enns.
|
Ławeczka. |
|
Można pomachać nóziami :D |
|
No i mamy szczyt! |
|
Ternberg. |
Zejście ze szczytu to ścieżka poprzeplatana drabinkami. Po około 2 godzinach akcji, z powrotem wpakowaliśmy się do auta i obraliśmy azymut na Polskę. Weekend czerwcowy mimo iż w prognozach długoterminowych wisiał pod wielkim znakiem zapytania, to okazał siębyć bardzo owocny, a i aura nam dopisała. Dzięki
Pomysł na wycieczkę za wspólnie spędzony czas w górach. Oby do szybkiego następnego razu! ☺
Buen reportaje, gracias por compartir.
OdpowiedzUsuńUn saludo
:-)
UsuńZacna ta ławeczka. Pomachałabym tam sobie kopytkami. :)
OdpowiedzUsuńNo ławeczka zacna, tylko kolejka do niej przydługawa. Jeszcze przy mijance trzeba się przytulać do innych ;) bo przecież trzeba być cały czas wpiętym lonżą.
UsuńJa też liczę na jeszcze nie jedne wspólny wyjazd. Może w końcu uda się w pełnym składzie. ;)
OdpowiedzUsuńOby się w końcu udało! :)
Usuń