Z
Górami Izerskimi mam podobnie jak z Karkonoszami. Już całkiem
dobrze mam poznaną ich polską część, natomiast czeską jedynie
symbolicznie liźniętą. W paru miejscach byłam, ale nigdy żeby
zostać na dłużej i powędrować po najciekawszych zakątkach, tak
na spokojnie.
Trzy
słoneczne dni. Chcieliśmy je spędzić nie musząc jechać gdzieś
daleko, jednakże by okolice były dla nas całkiem nowe. W założeniu
również miał to być emerycki wypad. Mało chodzenia, dużo
przebywania w górach z dodatkiem licznych atrakcji. Od razu nasunęły
mi się na myśl czeskie Izery, które po wcześniejszym szukaniu o
nich informacji, zapowiadały się z zupełnym innym charakterem niż
z jakim dotychczas kojarzyłam te góry.
By
obrać taki kierunek, zachęcił nas również fakt możliwości
przetestowania nowego namiotu, który co prawda pojawił się w
naszej górskiej szafie jako pomocnik przy zdobywaniu trochę
wyższych gór. Jednak zanim znalazłby się w swoim naturalnym
środowisku, dobrze było tak ogólnie zapoznać się z jego
instrukcją obsługi (rozkładanie, składanie itd.), a najlepiej
zrobić to oczywiście w terenie.
sobota,
5 sierpnia 2017
Jako
że miało być leniwie, to na miejscu naszego startu, na szlaku
pojawiliśmy się grubo po południu. W miejscowości Hejnice,
tuż przy Bazylice Mniejszej zaparkowaliśmy samochód. Czeskie Izery
od tego wypadu będą kojarzyć mi się z fantastycznymi skalnymi
punkami widokowymi, dość sporą ilością asfaltu, gdzie w
zależności od okoliczności można go lubić bądź nienawidzić,
ale przede wszystkim z takim totalnym slow motion. Przez trzy dni
naszego wędrowania pokonaliśmy jedynie 27 km. Wolniej już się
chyba nie dało tego zrobić! ☺
Szlakiem
czerwonym ruszyliśmy na pierwszy skalny punkt widokowy - Ořešník
(Orzesznik) 800 m n.p.m. Doskonale widać go z Hejnic, gdyż skałki
wyraźnie wyróżniają się z liściastej gęstwiny. Z
przyciężkawymi plecakami i w dość dokuczliwym zaduchu nasze tempo
było ślimacze, ale z drugiej strony dokąd nam tak miało być
śpieszno? Jak leniwy wyjazd to na całego!
|
Szlak prowadzi wzdłuż murów barokowej bazyliki. |
|
Lato w pełni! |
|
Wejście na Ořešník. |
Na
Orzeszniku, na który prowadzą wyrzeźbione przez człowieka skalne
schody mieliśmy możliwość obejrzenia całej okolicy. Przy okazji
staraliśmy się odnaleźć grzbiety po których poprowadzone są
przygotowane ścieżki dla rowerów górskich. Od razu przypomniał
nam się zeszłoroczny wyjazd na Singletrek
pod Smrkiem.
|
Skalne schody na Ořešníku. |
|
Widok na Hejnice. |
Planowaliśmy
pierwszy letniak rozbić gdzieś w okolicach Holubnika 1071 m n.p.m - kolejnej
grupie skałek, z których rozpościera się fantastyczny widok.
Jeden z moich ulubionych w całych Izerach! W drodze
minęliśmy Štolpišský
vodopád, z dość pokaźną kaskadą na Černým Štolpichu. W
okresie zimy podobno tworzy się na nim całkiem fajny lodospad,
stanowiący fajną miejscówkę dla fanów wspinaczki lodowej.
|
Skupisko kopczyków. |
|
Taka to fizyka. |
Przy
wodospadzie zrobiliśmy kolejny postój. Już kombinowałam jaki
ugryźć kadr, pobawić się trochę trybem dłuższego czasu
naświetlania, gdy moje oko (jak zawsze z resztą) musi zauważyć
coś czego już później nie odzobaczy. W wyższych partiach kaskady
siedziała kobita topless. Stwierdziłam, że pewnie będzie to
głupio wyglądać jak będę ciągle mierzyć w jej kierunku
obiektyw. Dałam sobie spokój z dalszym fotografowaniem, stąd brak
jakiegokolwiek zdjęcia. Trzeba będzie powrócić w zimie...
|
Że niby wypad idealny na robienie nocnych fotografii. |
|
Idziemy w kierunku Sedla Holubika. |
Na
Siodle Holubnika minęliśmy wiatkę i dalej po drewnianych kładkach,
a później już po małym błotku dotarliśmy na kolejny skalny
szczyt. W planach właśnie w jego okolicy chcieliśmy rozbić
namioty, ale niestety teren kompletnie się do tego nie nadawał.
|
Hmmm, gdzie tu rozbić namiot? |
|
Widok z Holubnika. |
|
A co to za ciemne chmurzyska? |
Długo na skałkach nie pobyliśmy, gdyż w naszym kierunku bardzo szybko nadciągało chwilowe załamanie pogody. Zaczęliśmy wracać w stronę Siodła, baczniej przyglądając się terenowi. W końcu coś znaleźliśmy, choć nie było idealnie płasko.
|
Camp nr 1. |
W
nogach przez cały dzień urobiliśmy, uwaga! aż 9 km! Z jednej
strony czuliśmy się jakoś dziwnie, ale taki beztroski pobyt w
górach po prostu już od dawna chcieliśmy zrealizować. W nocy
zaczął padać deszcz...
niedziela,
6 sierpnia 2017
Dzień
przywitał nas mgłą oraz mokrą trawą. Nie spodziewaliśmy się o
tak wczesnej porze turystów, jednak kilka razy ktoś koło naszych
namiotów przeszedł. Byli to jagodziarze, którzy wybrali się o tak wczesnej porze na
żer. Gdy troszkę przygrzało słońce, na dobre wypełzliśmy z
namiotów, ogarnęliśmy śniadanie i w wolnym trybie zwinęliśmy
nasz biwak. Gdy wszystko wylądowało z powrotem w plecakach,
ruszyliśmy ku dalszej izerskiej przygodzie. Kierunek? Bliżej
nieokreślony. Gdzie rozbijamy Camp nr 2 było wielką niewiadomą.
|
Pierwsze uchylenie namiotowych drzwi. |
|
Kilkadziesiąt minut drzemki. Ponowne otwarcie i pogoda już znacznie lepsza. |
Ruszyliśmy
szlakiem czerwonym (Koralova cesta) w kierunku Liščí boudy, z
nieśmiałym zamiarem dłuższego postoju i wszamania czegoś na
ciepło. Niestety bouda oferowała zakup jedynie słodyczy, których
w swoich plecakach mieliśmy pod dostatkiem. Po przeszukaniu na mapie
ikonki z łyżką i sztućcem, nieopodal rezerwatu przyrody Čihadla miał stać jakiś mały bar. By do niego dotrzeć, udaliśmy się po
niebieskich znakach szlaku E3. Po drodze oczywiście była jeszcze
przerwa na drewnianych ławeczkach, z których obserwowaliśmy
przejeżdżających rowerzystów. Na ich widok, od razu stwierdziłam
że przy kolejnym razie z czeskimi Izerami zabiorę ze sobą mojego
Skajka.
|
Tak naprawdę Izery w okresie letnim kojarzą mi się z kwitnącymi astrami czy naparstnicami z towarzyszącymi im różnego rodzaju owadami. |
|
Liščí bouda. |
|
Asfalting, ale przy takich okolicznościach do zniesienia :) |
Z
komina budynku baru tlił się dym, co oznaczało, że może jakiejś
czeskiej specjalności na ciepło będzie nam dane skosztować.
Największe branie miały kiełbaski. Przyznam szczerze, że nie
jestem wielką fanką czeskiej kuchni. Nie przepadam za knedliczkami
czy innymi potrawami. Wszystko jest zjadliwe (wszak w górach jak
człowiek głodny to i konserwę zje z oblizywaniem się po niej jak
kot po konsumpcji tuńczyka), ale ostatecznie inne kuchnie świata
podchodzą mi lepiej. Takiej kiełbasy to ja jeszcze w życiu nie
jadłam, jednak najbardziej zdziwiła mnie leżąca przy niej
dekoracja – pokrojony por :D Wszystko zapiliśmy 0,5 l Kofoli...
Wzmocnieni,
ruszyliśmy dalej. Generalnie w
planie było zahaczenie o Frýdlantské cimbuří, ale jakim szlakowym
wariantem tam dotrzemy oraz gdzie spędzimy noc, te sprawy miały się
klarować na bieżąco.
|
Po drodze mijamy tajemniczą bramkę za którą prowadzi drewniany chodniczek... |
|
Izery słyną z torfowisk. W kilku miejscach są specjalne kładki z punktami widokowym by móc bliżej im się przyjrzeć. |
Gdy tak szliśmy szlakiem zielonym (Kozi stezka), naszym oczom ukazał się mały staw, ławeczki z zadaszeniem, płaski teren i... drewniana ryba! Od razu okrzyknęłam, że nigdzie dalej nie idziemy a nasz camp nr 2 postawimy w tym miejscu! Poza tym, zabrałam ze sobą statyw, który w końcu zamierzałam użyć, a okolica wydawała się całkiem dobra na nocne focenie. Dzienny dystans wyniósł już trochę więcej – 12 km :D
|
Rybaaa :D |
|
Znowu przerwa, znowu drzemka. |
|
Powrót do dzieciństwa. |
W
nocy, przy świetle pełni księżyca, nasz staw przy którym się
rozbiliśmy wyglądał zupełnie inaczej niż za dnia.
|
Nasz stawik pod osłoną nocy. |
|
Camp nr 2. |
|
Odbicie w lustrze wody pełni księżyca. |
|
W poszukiwaniu ciekawych nocnych kadrów. |
|
Mroczne powalone drzewko. |
|
No i nasz Simondzik. Oby niedługo zawitał na jakimś lodowcu, bo jednak izerski klimat w lecie nie do końca mu pasuje :) |
poniedziałek,
7 sierpnia 2017
Trzeci
dzień po izersku rozpoczął się od razu w promieniach słońca
oraz wiszącym nad głowami niebieskim niebem. Przyjemna temperatura
powietrza zachęcała do dalszego delektowania się trybem slow
motion. Od nocy do południa nikt koło naszego campu nie przeszedł.
Jedynie myszy próbowały się dostać do reklamówek z żarciem.
Poza tym nastał poniedziałek, gdzie po prostu jest mniejszy ruch na
szlakach.
|
Suszenie ;) |
|
Powalone drzewko za dnia. Prawda, że zupełnie inne? :) |
Wpakowaliśmy wszystkie graty do plecaków i obraliśmy azymut na Hejnice skąd dwa dni wcześniej wystartowaliśmy. Czekały na nas na zakończenie dwie atrakcje - Frýdlantské cimbuří oraz Hajní kostel – kolejne charakterystyczne grupy skalne czeskich Izerów.
|
Jizerskohorské bučiny.
|
|
Izerski szezlong. |
|
Na punkcie skalnym jest pomocna metalowa drabinka do wejścia oraz krzyż. |
|
Wysoko! A niby Izery takie płaskie. :) |
|
Frýdlantské cimbuří |
|
Hajní kostel, a z niego widok na Frýdlantské cimbuří. |
W
drodze zejściowej do Hejnic, podeszliśmy jeszcze w stronę
wodospadu. Tym razem o wykonanie mu zdjęcia było dużo łatwiej :D
|
Vodopád na Bílém potoce. |
|
Kot mieszkający w Hejnicach :) |
|
Pożegnanie z Izerami. |
|
Galeria kubków. |
Ostatni
dzień, zamknął się przejściem 6km. W sam raz, żeby się dobić
na koniec :D
Zanim
kluczyk w stacyjce odpalił silnik samochodu, skusiliśmy się na
lody w pobliskiej kawiarence. Czeska odsłona Izerów to zupełnie
co innego w porównaniu do tego co możemy zastać w Polsce. Przede
wszystkim znajdziemy dużą liczbę różnych grup skalnych
oferujących punkty widokowe. Tego u nas brakuje. Ja wróciłam z
tego wypadu zachwycona. Czasem fajnie wybrać się tak bez
konkretnego planu, bez zdobycia jakiegoś szczytu czy przejścia
konkretnej liczby kilometrów, tylko po prostu pobyć i wsłuchać
się w naturę, w górskie otoczenie. Zostać obserwatorem
drobnostek, które podczas trudnej górskiej wyrypy się nie
dostrzega. Piękno, spokój i oderwanie się od codzienności
nizinnej wystarczą. Izery w tym aspekcie spisały się wzorowo.
Podobają mi się te skałki. A takiego luźnego wędrowania zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ja to czasem mam takiego lenia w górach, że naprawdę nie chce mi się chodzić :P Każda napotkana polanka kusi, a jak jeszcze słońce przyjemnie przygrzeje to już w ogóle ciężko mnie oderwać od leżakowania. Oj na tym wypadzie to przerwy trwały dłużej niż sama łaziorka na szlaku... :D
UsuńMoja szkoła! Leniwa włóczęga z zachwytem w roli głównej! :)
OdpowiedzUsuńTajest! :D
UsuńFajnie tak czasami nigdzie się nie śpieszyć... Widzę, że szlifujesz swoją technikę foto :)
OdpowiedzUsuńNo inwestycja w statyw, to trzeba od czasu do czasu go zabrać w plener. Te nocne zdjęcia robiłam około 1 w nocy, z nałożonym na siebie śpiworem bo od tego stawu mimo że lato trochę ciągnęło po plecach. No i jednak faktycznie nocne zdjęcia wykonane zimą wychodzą ciekawsze. Śnieg wypełnia te ciemne przestrzenie w kadrze (trawa, ziemia). Liczę na wspólny wypad w nadchodzącym sezonie :P
UsuńKilka pomysłów mam i jak uda się zgrać termin z odpowiednią pogodą to może da radę coś z tego zrealizować :)
UsuńTrzymam za słowo. Ja też mam kilka miejscówek do zaproponowania :)
UsuńSuper wypad! A zdjęciami nocnymi jestem zachwycona. Zawsze podobały mi się fotki podświetlonego namiotu na tle ciemności. A Izery... no cóż, do zakochania ;) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńMi się marzy zrobienie takiego zdjęcia podświetlonego namiotu z uchwyceniem Drogi Mlecznej. A Izerki fajne i zimą i latem :)
UsuńŁadne te Izery :). I fajny wypad.
OdpowiedzUsuńMy tego pasma nie znamy prawie wcale. Byliśmy 2 razy - debiut na biegówkach jakieś 10 lat temu, co to prawie w ogóle śniegu nie było xD, drugi raz... w tym roku. I teraz bardzo mi się spodobały, więc planujemy pojawić się tam znów, aby lepiej je poznać.
To koniecznie odświeżcie Izery zimą, oczywiście na biegówkach. Ja już nie mogę doczekać się sezonu. Może skuszę się na izerskie zimaki? Kto wie, kto wie... Uściski dla Was! :)
UsuńNo może się skusimy, jak tylko będzie śnieg xD. A też czekamy już na sezon...
Usuń"W wyższych partiach kaskady siedziała kobita topless. (...) Dałam sobie spokój z dalszym fotografowaniem, stąd brak jakiegokolwiek zdjęcia." - I szansa na fotę wyjazdu przepadła :P
OdpowiedzUsuńFajne te nocne zdjęcia znad nocnego stawu i z podświetlonym namiotem.
No dokładnie! Wszak wiadomo, że fejm najlepiej budować na kotach i gołych babach ;) Ale, na serio ta kobita naprawdę siedziała w złym miejscu, no nijak było ustawić aparat i cyknąć fotę. :D
UsuńSuper że się udało. Ja też mam zaległości jeśli chodzi o czeskie Izery. Orzesznik i Frydlanckie blanki, wciąż czekają na mój bezpośredni zachwyt. :)
OdpowiedzUsuńP.S. Świetne foty
A to zazdroszczę, że wszystko przed Tobą. Naprawdę czeskie Izery są mega ciekawe. :)
UsuńZ nocowaniem przy stawku... trzeba rano spłynąć. Park Narodowy!
OdpowiedzUsuń