Trawers Wildspitze 3768 m n.p.m


Pierwszy raz z Wildspitze spotkałam się przy oglądaniu znanego teledysku Rammstein do utworu „Ohne dich”, gdzie akcja toczy się w górach. Na koniec jest ujęcie z lotu ptaka jak wszyscy członkowie zespołu zdobywają jakiś szczyt. Koniecznie musiałam dokopać się do informacji w jakich dokładnie górach były kręcone sceny. Okazało się, że wybrano Alpy Ötztalskie, a dokładniej rejon Pitztal. Wykorzystując piękną i stabilną październikową pogodę zdecydowaliśmy się tam pojechać. Niestety z powodu kilku mniejszych bądź większych przeszkód nie ujrzeliśmy nawet Wilda, a jedynie zrobiliśmy sobie spacer po lodowcu i przetestowaliśmy nowe buty. W drodze zejściowej obstawialiśmy miejsca, w których mogły być kręcone konkretne sceny z teledysku. 



Uzbrojeni w mapę, której wtedy na tamtym wyjeździe nie mieliśmy, zdecydowaliśmy ponownie obrać azymut na Alpy Ötztalske i jeszcze raz spróbować się zameldować na Wildspitze – najwyższym szczycie tej części Alp i drugiego co do wysokości szczytu Austrii. 

Samo wejście na szczyt drogą normalną raczej nie przysparza technicznych trudności. Trzeba mieć na uwadze, że w okresie pełni lata i wczesnej jesieni, sama kopuła szczytowa może być ogołocona ze śniegu. My natrafiliśmy jeszcze na warunki, określając je „ostatnim tchnieniem zimy”. Wild był biały, ale na najbardziej uczęszczanej drodze, którą wybraliśmy na zejście, „ścieżka” była już bardziej kamienista niż śnieżna. Zanim jednak w ogóle nastał dzień na wyjście w góry, trzeba było się w Ötztalu znaleźć i gdzieś na te kilka dni ogarnąć jakiś dach na głową, ponieważ chcieliśmy wejść na szczyt „jednym strzałem” czyli jednodniowo.

Za miejscowością Längenfeld, na Campingu Winkle rozbiliśmy się z namiotem. Ceny w porównaniu do innych jakie znajdują się w okolicy są bardzo przystępne. Nowoczesność nie jest może mocną cechą wyposażenia i wystroju campingu, ale ogólnie wszystko jest utrzymane w dobrym, czystym i schludnym stanie. Cennik (2018 r): osoba dorosła – 7 euro, namiot – 3/6euro, samochód – 2.50 euro, podatek/opłata miejscowa – 2.50 euro, ciepły prysznic na 6/7min na żeton – 1 euro.

Na campingu przywitał nas piękny rudzielec.

Dwa Garfieldy :D



piątek, 22 czerwca 2018



Z campingu podjechaliśmy około 30 minut samochodem do wysokogórskiej wsi Vent znajdującej się na 1980 m n.p.m. Przy budynku wyciągu krzesełkowego Stablein jest parking (5 euro/dzień). Na nim zostawiliśmy auto, a my zdecydowaliśmy się skorzystać z wyciągu. W kilkanaście minut znaleźliśmy się na wysokości 2364 m n.p.m. Myślałam, że będziemy ponad pułapem chmur, ale jednak wciąż pozostawaliśmy w otoczeniu panującego dookoła mleka. 

Dobrze, że chociaż ścieżka wyraźna ;)

Norwegowie z yr.no jednak byli nieugięci w swoich prognozach i śmiało zapowiadali w ciągu dnia słońce z chmurką. Nie pozostawało nam nic innego jak wyruszyć w drogę i oczekiwać jakichś zmian. Nie uszliśmy jakoś daleko, gdy zaczął się spektakl. Chmurna kurtyna zaczęła się podnosić do góry. Na tym etapie podejścia mogliśmy sporo przyspieszyć, bo idąc we mgle, nie było motywu do zatrzymywania się i robienia zdjęć. Gdy zaczęły się pojawiać pierwsze przebłyski niebieskiego nieba w przeciągu kilku minut tempo marszu diametralnie spadło.

Uwaga! Coś się zaczyna zmieniać!

Przywitał się z nami Ramolkogel 3550 m n.p.m

Widoczność coraz lepsza!

Podejście szlakiem w stronę schroniska Breslauer Hütte.

Jeszcze chwila i po chmurach nie będzie już śladu.

A my idziemy w stronę coraz bardziej księżycowego krajobrazu.

Początkowo podchodziliśmy szlakiem w stronę schroniska Breslauer Hütte 2844 m n.p.m, by w pewnym momencie wybrać ścieżkę prowadzącą na pobliski, łatwy szczyt Wildes Mannle 3023 m n.p.m. Zamiast skręcić w prawo, tak jak dalej pokazywały znaki, my ruszyliśmy prosto. Weszliśmy na dawną morenę czołową lodowca, którą zamierzaliśmy dostać się do czoła lodowca Rofenkarferner.

Na dawnej morenie czołowej lodowca Rofenkarferner.

Przed wejściem na lodowiec uszczupliliśmy nasze plecaki. Praktycznie cały niesiony sprzęt na plecach wylądował teraz na nas. W plecakach zostało jedzenie, woda i małe drobiazgi. Związaliśmy się liną i weszliśmy na lodowiec. Większość zespołów nocująca dzień wcześniej w schronisku, standardowo podąża jego lewą stroną. My byliśmy po prawej, co wiązało się z brakiem wydeptanej ścieżki. (Wildspitze jest bardzo popularnym szczytem.) Drogę między szczelinami bądź mostami śnieżnymi musieliśmy więc wybierać sami, tak jak dyktowało nam serce.

Tuż przed wejściem na lodowiec.

Na początek delikatne brodzenie w płytkim śniegu.

Słońce coraz śmielej zaczęło ogrzewać lodowiec. Dało się usłyszeć również pierwsze kamienne lawinki.

Pierwsze szczeliny.

Za plecami fantastyczne widoki!

Zespół schodzący lewą stroną lodowca.

Zależało nam by wciąż trzymać się prawej strony lodowca, ponieważ mieliśmy bliżej do punktu zwornikowego. Na summitpost.com jest to miejsce określone jako Point 3552 m n.p.m. Wygląda jednak na to, że z uwagi na obrywający się serak na grani w okolicach tego punktu, obecnie droga prowadzi nieco bardziej w prawo i wyprowadza na grań oddzielającą lodowiec Rofenkarferner od lodowca Mittelbergferner. Stamtąd droga prowadzi granią po skałach. Po osiągnięciu Point'u mieliśmy dwie opcje wejścia na szczyt.

Pierwsza, to przejście przez północno-wschodnią grań, nazwaną Jubiläumsgrat (Grań Jubileuszowa), która w zależności od warunków może mieć na pewnych fragmentach trudności I/II. Druga opcja, to zejście na lodowiec Täschachferner, obejście po prostu poniżej całej grani i wejście grzbietem od północy na niższy, a następnie główny wierzchołek Wildspitze. W momencie uzyskania Point'u byliśmy sami. Wszystkie zespoły już dawno stukały się kuflami z piwem z okazji zdobycia szczytu, my natomiast cały masyw Weißkamm mieliśmy tylko dla siebie. Było to cudowne uczucie. Pomimo naprawdę dużej popularności tego miejsca wśród górołazów, czuliśmy się całkowicie odcięci od cywilizacji i bytności ludzi. Mieliśmy wielką chrapkę wybrać opcję pierwszą, ale od tej decyzji odwiódł nas silnie wiejący wiatr. Wychodząc na tak otwartą przestrzeń, nieźle by nas przegwizdało, a nasze tempo przemieszczania się na pewno byłoby wolniejsze, niż przy opcji drugiej. Musieliśmy mieć też na uwadze godzinę, która do wczesnych nie należała.

Przejście po skalnej grani do punktu zwornikowego.

Punkt zwornikowy.

Początkowy fragment Grani Jubileuszowej.

Po przeanalizowaniu za i przeciw, wybraliśmy opcję drugą. Zeszliśmy na lodowiec Täschachferner i udaliśmy się za w miarę widocznymi w śniegu, wydeptanymi śladami. W pewnym momencie nachylenie odczuwalnie wzrosło. Dalsza droga prowadziła na północno-zachodnie ramię Wildspitze, poniżej którego uwidoczniała się już w terenie szczelina brzeżna będąca jeszcze w miarę zaśnieżona. Wychodząc na grzbiet tego ramienia, w końcu ukazały się nam w pełni dwa wierzchołki Wildspitze.

Na lodowcu Täschachferner i widoczna Grań Jubileuszowa.

Ostatnia prosta!

Widok z północno-zachodniego ramienia Wildspitze na lodowiec Täschachferner i dolinę Pitztal.

Wildspitze 3768 m n.p.m z charakterystycznym, 4 metrowym krzyżem.

Z prawej widoczny końcowy odcinek Grani Jubileuszowej.

Widoki podczas końcowego fragmentu podejścia na szczyt.

Gdy brakuje ogniskowej w obiektywie :P Krzyż ze szczytu Wildspitze :D

Generalnie mogę stać na tym zdjęciu wszędzie, ale jestem na Wildspitze ;)

Na szczycie spędziliśmy może jakieś 5 minut. Droga zejściowa prowadziła po bardzo już wytopionym, skalistym terenie z powrotem na lodowiec Täschachferner, a następnie w stronę bardzo wąskiej przełęczy Mitterkarjoch 3470 m n.p.m

Zejście z Wilda.

Zejście z powrotem na lodowiec Täschachferner.

Na lodowcu Täschachferner i dobrze widoczna nasza droga wejścia na Wildspitze. 

Groźnie wyglądająca przełęcz Mitterkarjoch 3470 m n.p.m

Dopiero będąc praktycznie na krawędzi przełęczy Mitterkarjoch byliśmy w stanie zobaczyć jak będzie wyglądać zejście. Co prawda na mapach i w opisach dalej mówi się o lodowcu Mitterkarferner, to w rzeczywistości  pozostały po nim śladowe ilości. Górna część "lodowca" jest stroma, a ilość śniegu bardzo zależna od warunków i pory roku. Stąd by była w miarę sprawna możliwość zejścia lub wejścia na przełęcz, została poprowadzona po skale via ferrata (trudność B/C).

Przy pomocy metalowej liny, sprawnie pokonujemy stromy odcinek "lodowca".

Kopczyki pomagają w dotarciu do szlaku 211.

Po drodze minęliśmy jeziorko morenowe z przepięknym kolorem wody.

Jest już wieczór, choć jak na lato przystało do zachodu słońca pozostało nam jeszcze kilka godzin. Na werandzie schroniska zrobiliśmy tylko chwilę przerwy na kęs batonika i odchudzenie plecaków. W bukłakach mieliśmy jeszcze sporo wody. Teraz, kiedy przed nami było już tylko łatwe technicznie zejście, pozbyliśmy się jej, pozostawiając na dnie jedynie ilość na kilka łyków. Po zarzuceniu plecaków, ramiona od razu poczuły ulgę.

Schronisko Breslauer Hütte 2844 m .np.m

Oraz okolica w jakiej znajduje się schronisko.

Wieczorny klimacik pod schroniskiem.

Godzina 21:00 - wciąż jasno! :)

Dolina Ötztal.

Przy pomocy szerokiej szutrowej drogi zeszliśmy do górnej stacji wyciągu krzesełkowego Stablein. O tej porze zastaliśmy tylko małą grupkę krów. W niecałą godzinę, schodząc mniej więcej wzdłuż linii słupów łączących wyciąg, znaleźliśmy się w Vent, skąd rano wyruszyliśmy na spotkanie z Wildspitze.

Wyszło z tego serduszko rysowane przez Parkinsonowca.

Ogólna sytuacja na mapie.

Analizując już po czasie, droga normalna przez przełęcz Mitterkarjoch, która notabene jest najczęściej wybierana, pozostawiłaby sporo niedosytu. Dobrze, że z Wildem pierwszą próbę mieliśmy nieudaną, bo dzięki temu, szczyt zdobyliśmy w dużo ciekawszym wariancie. Teren był bardziej zróżnicowany, co na pewno pozwoliło nam uzyskać kilka kolejnych gramów górskiego doświadczenia.

Trochę szkoda nam tej Grani Jubileuszowej, bo naprawdę zapowiadały się na niej całkiem dobre warunki. No cóż, trzeba to potraktować jako dobry motyw, by powrócić po raz trzeci w Alpy Ötztalskie. Pytanie czy w wersji letniej, a może zimowej? ☺





Komentarze

  1. O matko i córko! Jakie widoki! Jakie zdjęcia! Tobie żal grani jubileuszowej - mi żal że jeszcze tam nie dotarłem. PKP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tam! Hasacie po Dolomitach, to w końcu zawitacie też w Ötztalu ;)

      Usuń
  2. woww, coś pięknego! tam jeszcze nie byliśmy, ale bardzo mi się spodobało to prawie "zimowe" wejście":) czekamy na filmik:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie, wspaniale się czyta i gotowy przewodnik. widoki powalają. Pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na naszym górskim celowniku jest Zuckerhütl, na którym byliście. Teraz mając papierową mapę możemy w końcu planować wypady! :) Ötztal jest ciekawym rejonem także na sezon zima/wiosna odnośnie skiturów. Myślę, że będziemy chcieli tam się pojawić w niedługim czasie..

      Usuń
  4. Anonimowy20/7/18 20:13

    Tradycyjnie ładne fotki i opis ze swadą ;) . Pytanie praktyczne, jeśli się chce zostawić auto pod wyciągiem, jak można zapłacić za trzy dni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za parking płaci się w kasie wyciągu, nie ma biletomatu. Myślę, że wystarczy powiedzieć, że auto będzie stać trzy dni :) Wyciąg w sezonie jest czynny od 8 do 17 z przerwą między 12 a 13... https://www.vent.at/summer-cable-cars-lifts

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

DRABINA WAŁBRZYSKA - kondycyjny wycisk w Sudetach!

SCHRANKOGEL - trzytysięcznik dla początkujących

Jezioro Iseo - poradnik praktyczny [gotowiec urlopowy!]

Karkonoska Diagonala