Czy
zdobycie alpejskiego trzytysięcznika dla osoby mieszkającej w
Polsce, może być równie proste logistycznie, co wejście na Rysy?
Czy przekroczenie magicznej „trójki z przodu” musi wiązać się
ze żmudnymi przygotowaniami kondycyjnymi, braniem tygodniowego
urlopu, zakupem dodatkowego sprzętu? Czy musi się to wszystko
ocierać o wycieczkę mającą w sobie co nieco z wyprawy? Otóż
nie! I nie musi to być zaraz „naciągany”, najmniejszy
trzytysięcznik, lecz „z krwi i kości” pięknie prezentująca
się góra! W dodatku jeszcze nietknięta dobrami cywilizacyjnymi
takimi jak wyciągi z całym swoim zapleczem zaburzającymi naturalny
krajobraz.
Sama niedawno stanęłam przed problemem znalezienia góry do zrobienia na szybko, bez lodowcowych niebezpieczeństw i bez zbędnych ułatwień. Rozpoczęłam przeszukiwanie kolekcji alpejskich map i przewodników. Cel: znaleźć ambitny, ale łatwy trzytysięcznik na weekend, z którym poradzi sobie osoba nie mająca alpejskiego doświadczenia. Znalazłam! Schrankogel 3497 m n.p.m leżący w Alpach Sztubajskich idealnie spełnił wszystkie wymagania!
Dlaczego
Schrankogel jest fajny i według mnie jest dobrą opcją na pierwszy
trzytysięcznik dla ambitnych początkujących?
Jest
to drugi co do wysokości szczyt Alp Sztubajskich.
Ma
masywny, regularny kształt piramidy - dobrze się prezentuje!
Prowadzi
na niego znakowany szlak (dla początkujących to bezpieczna opcja!).
W
okolicy nie ma wyciągów i całego zaplecza
gastronomiczno-hotelarskiego; można więc cieszyć się naturalnym
krajobrazem!
Dla
osób mieszkających w południowo-zachodniej części Polski wyjazd
spokojnie można zorganizować na trzy dni!
Jest
możliwość zanocowania w prawdziwym, alpejskim schronisku!
Wejście
na wysokość prawie 3500 m n.p.m!
Nie
ma potrzeby zabierania sprzętu lodowcowego. W okresie pełni lata
zazwyczaj wejście drogą normalną ma charakter typowo skalny*.
Smaczku
dodaje fakt, że wejście ma jedno punktowe miejsce wycenione za I
oraz kilka bardzo krótkich odcinków eksponowanych, ale naprawdę
nie powinno to odstraszyć osób, które ogarnęły najtrudniejsze
szlaki w Tatrach.
Góra
mimo wszystko swój lodowiec ma, tylko że od strony północnych
ścian.
Przy
dobrej kondycji można wejść na szczyt w jeden dzień.
Oferuje
rozległe widoki! Ze szczytu widać m.in Ruderhofspitze (3472 m
n.p.m), Wilder Freiger (3418
m n.p.m), Wildspitze (3772 m n.p.m) czy
prezentujące się w całej okazałości sporych rozmiarów lodowce Schwarzenberg oraz
Alpeiner.
* na
grani może leżeć śnieg (trzeba mieć na uwadze miesiąc w
kalendarzu!) i wtedy pod szczytem może być niebezpiecznie, trzeba
iść czujnie.
PLAN
NA OGARNIĘCIE 3 TYSIĘCZNIKA W 3 DNI BY SKADI
W
całym przepisie na Schrankogel będzie dominować liczba 3 (z resztą
moja ulubiona – zwłaszcza w szkole😅). Poniżej lista krok po kroku
co trzeba zrobić. Załóżmy,
że robimy wyjazd w stylu przedłużonego weekendu. Mamy do
dyspozycji 3 dni czyli piątek, sobotę i niedzielę.
- Zbieramy
ekipę. By wyjazd wyszedł w miarę ekonomicznie wystarczą już
trzy osoby!
- Potrzebne
jest sprawne auto, które dojedzie i wróci z Austrii. Najlepiej
spisze się diesel.
- Sprawdzamy
prognozę pogody i warunki. Kamerki internetowe mogą być bardzo
przydatne. Jeżeli mamy wątpliwości zawsze można zadzwonić lub
wysłać maila do schroniska z zapytaniem! Jeżeli nic nie wzbudza
naszych obaw, przechodzimy do następnego kroku.
- Bierzemy
urlop (kto musi😉).
- Przed
wyjazdem warto załatwić rezerwację w schronisku Amberger Hütte (wysłać maila bądź zadzwonić), zwłaszcza w okresie
pełni lata. Najtaniej wyjdzie opcja spania w Lagerze (sala
zbiorowa) z pokazaniem karty Alpenverein (50% zniżki!) - cena
noclegu powinna być w granicach 10-12 euro! Przy opcji spania w
schronisku warto ze sobą zabrać klapki oraz śpiwór, a jeszcze lepiej samą wkładkę do śpiwora bo jest lżejsza, mniejsza, a nic cieplejszego
na jedną noc nie potrzeba.
Oprócz
ekwipunku, który będziemy nieść ze sobą, do auta wrzucamy
sprzęt campingowy. Pierwsza noc będzie na polu namiotowym!
W
piątek rano wyruszamy do Austrii i dojeżdżamy do miejscowości
Huben. Z Wrocławia jest to ok 900 km (10h). Dobrze jakby w ekipie
było przynajmniej dwóch sprawdzonych kierowców by móc się wymieniać za
kółkiem. Wieczorem, na campingu Öetztaler Natur Camping rozbijamy się na jedną noc.
W
sobotę opuszczamy camping i jedziemy z Huben przez Längenfeld
do wioski Gries im Sulztal. To raptem 10 km (15 min)! Najlepiej
oczywiście wyruszyć wcześnie rano.
Parkujemy
samochód na bezpłatnym parkingu, który znajduje się na końcu
wioski.
Ruszamy
szutrową drogą w stronę schroniska Amberger Hütte.
Zajmie to ok 2h, a do pokonania będzie 563 m w górę.
W
schronisku możemy zrobić przerwę na drugie śniadanie i
ewentualnie załatwić nocleg w wariancie bez wcześniejszej
rezerwacji. W tzw niskim sezonie i zwłaszcza poza weekendem nie
powinno być problemu z dostaniem wolnego łóżka.
Po
krótkiej przerwie ruszamy w stronę szczytu, zgodnie z kierunkiem
żółtych tablic informacyjnych oraz maźniętych w terenie
czerwonych kresek bądź kropek.
Po
około 4-5h i pokonaniu 1361 m w górę zdobywamy swój pierwszy
trzytysięcznik!
Wracamy
po tych samych śladach z powrotem do schroniska.
Późnym
popołudniem bądź wczesnym wieczorem, w schronisku pijemy zasłużone piwko i konsumujemy
jakiś ciepły posiłek. Z uśmiechem na ustach i rozpierającą
dumą idziemy spać.
W
niedzielę opuszczamy schronisko i tą samą drogą szutrową
meldujemy się na parkingu przy aucie. Zajmie to około 1,5 h.
Chwila na oddech, bo przed nami powrót do Polski. Wieczorem
jesteśmy w domu.
Kładziemy
się do własnego łóżka, a w poniedziałek na pełnej naładowanej
baterii możemy iść do pracy (kto musi 😉).
Ten
scenopis naprawdę jest do zrealizowania na żywo, czym postaram się
udowodnić w relacji z naszego wejścia na Schrankogel. W zespole
była osoba, która od dawna marzyła o swoim pierwszym
trzytysięczniku i na całej trasie dała sobie świetnie radę!
Pewnie można się przyczepić, że więcej w tym planie jest jazdy
samochodem niż samych gór. No cóż, nie zaprzeczę,że trasa
jest długa, ale jeżeli ktoś naprawdę chce spełniać marzenia to
nie szuka wymówek. Jak na razie nie zanosi się, by w Polsce wyrósł jakiś trzytysięcznik...
|
Lokalizacja miejscowości Huben w Austrii. |
|
Przejazd z Huben do Gries. |
|
Pierwszy etap. Dojście do schroniska. |
|
Trasa ze schroniska na Schrankogel. |
Uważam, że jak na tak krótki czas (3 dni!), wszystko rozplanowane jest z głową. Odległość, którą spędzimy za kółkiem, przy założeniu, że jedzie dwóch w miarę wprawionych kierowców, nie powinna być uciążliwa. Również kwestia noclegów rozwiązana jest tak, aby nie iść w góry ani nie wsiadać za kierownicę będąc niewyspanym.
Ile kosztuje trzytysięcznik w trzy dni?
Wyjazd został opracowany na styl budżetowy, ale bez cebularstwa.
Wszystkie wydatki na wyjeździe opłacała jedna osoba, która po
powrocie przedstawiła rozliczenie. W opcji 3-os teamu, na głowę
wyszła kwota troszkę ponad 300 zł. Na "paragonie" jest
zawarte paliwo, opłata za jedną noc na campingu, opłata za jedną
noc w schroniskowym Lagerze oraz wieczorny posiłek w schronisku
(zupa + radler).
|
Rachunek za trzytysięcznik. |
Na dowód, że da się to wszystko zorganizować, zapraszam do relacji z naszego wejścia na Schrankogel w formule 3K w 3 dni.
piątek,
27 września 2019
Rok
2019 mocno zapisze się jako ten, który zdominowany będzie przez
Alpy. Latem, na przełomie czerwca i lipca razem z moją kumpelą
podjęłyśmy się wyzwania przejścia długodystansowego szlaku
Adlerweg. W ramach urlopu spędziłyśmy w Austrii ponad 2 tygodnie.
Nie sądziłam, że dwa miesiące później układ gwiazd, który
odpowiada za przychylność dojścia do skutku jakiegoś górskiego
wyjazdu (muszę mu w końcu wymyślić jakąś nazwę), ułoży się
w taki sposób, że razem z Marcinem i Ulą (debiutantką w temacie
trzytysięczników) będę siedzieć w samochodzie z nawigacją
ustawioną ponownie na Austrię. Schrankogla w ogóle nie brałam w
swoich górskich planach pod uwagę w najbliższym czasie. To znaczy ja myślałam o tej górze już
od dawna, ale szczyt leżał sobie spokojnie w górskiej szufladce z
napisem „kiedyś”. Wyjazd w Alpy zrodził się tak naprawdę z
chęci wejścia na trzytysięcznik nowej towarzyszki.
Na
pokładzie standardowo pojawił się również Marcin, który już
jest stałym kompanem i uczestniczył niemal we wszystkich przełomowych górskich wyjazdach. To właśnie razem z nim i
Damianem przekroczyłam kilka dobrych lat temu magiczną barierę
3000 m n.p.m. By spełnić to marzenie, naszym łupem stał się
Habicht – również szczyt leżący w Alpach Sztubajskich. Tamten
wyjazd jednak odbył się w oblężniczym stylu i choć wspomnień i
przeżyć nikt nam nie odbierze, to drugi raz w takiej formule zdobywania tego typu góry nie chciałabym jakoś szczególnie uczestniczyć...😉
Około
godziny 17-tej zajechaliśmy do Huben na camping Öetztaler
Natur Camping. W recepcji bez problemu załatwiliśmy wszystkie
formalności (można było zapłacić kartą). Obsługa biegle mówiła
po angielsku. Wybraliśmy
miejsce dla rozbicia namiotu, które spełni wymagania
bliskości dostępu do auta oraz sanitariatów.
Camping
ma swój klimacik i jest bardzo zadbany. Sanitariaty są odpicowane,
z grającą muzyczką w tle. Muszę przyznać, że na kilku
campingach w Austrii już nocowałam, ale ten na chwilę obecną w rankingu wysunął się na pierwsze
miejsce, biorąc pod uwagę stosunek ceny do warunków, zaplecza i
lokalizacji. Bardzo polecam(y)!
Jeszcze
po jasnemu udało się nam ogarnąć kolację, a przy zapadającej
szarówce spakować plecaki szturmowe na jutrzejsze wyjście.
Rzuciliśmy jeszcze raz okiem na trasę, co by każdy w zespole miał
pojęcie jak wygląda na mapie teren w obrębie Schrankogla.
Ustaliliśmy pobudkę na 5:00. Ustawiliśmy budziki w
telefonach i schowaliśmy się w namiocie, starając się jak najefektywniej przespać noc.
sobota, 28 września 2019
Jeszcze
długo przed wschodem słońca jako pierwsi obudziliśmy się na
campingu. Standardowe czynności takie jak toalety, końcowe
pakowanie czy gotowanie śniadania udało się zmieścić w
zaplanowanym czasie. Bez dbania o drobiazgowość, zwinęliśmy
namiot oraz maty, które następnie wylądowały w bagażniku. Po spakowaniu
pozostałych rzeczy, podjechaliśmy 15 minut autem do wioski Gries im
Sulztal, z której rozpoczyna się droga na szczyt. Na bezpłatny
parking zajechaliśmy kilka
minut po 6-tej. Przy świetle czołówek wyruszyliśmy w górę szutrową drogą, która miała nas doprowadzić do schroniska
Amberger Hütte. Po około
godzinnym marszu, nastąpił przymglony wschód słońca, który
rozjaśnił, dotychczas ubrane w ciemne barwy, otoczenie.
|
Początek w ciemnościach. Aura o tej porze dawała znać już o zbliżającej się wielkimi krokami jesieni. W dwóch słowach - było rześko. |
|
Droga do schroniska. |
|
Figurka drewnianego orła przy schronisku. |
|
Widok na Dolinę Sulztal. Zapodaje jakimś kadrem z filmu... |
|
Amberger
Hütte 2135 m n.p.m
|
Droga
do schroniska ma bardzo przyjemny profil nachylenia, stąd udało się
nam złamać granicę przemierzenia trasy poniżej 2 godzin. W progu
schroniska zjawiliśmy się w okolicach godziny 8:00. W jadalni
właśnie było serwowane śniadanie. Odnalazłam gospodarza by
zaklepać na dzisiaj miejsce w Lagerze. Po przewertowaniu kilku
kartek w kalendarzu, otrzymaliśmy zapewnienie, że w pokoju będą
na nas czekać trzy wolne materace. Gospodarz zapytał się czy
idziemy w góry. Odpowiedzieliśmy, że planujemy wejść na
Schrankogel. Otrzymaliśmy informację, żebyśmy byli ostrożni, bo
w najwyższych partiach góry, leży już śnieg. Wpisaliśmy się do
książki wyjść i wyszliśmy na zewnątrz w celu odnalezienia
żółtych tablic informacyjnych, a następnie ruszyliśmy po wąskiej ścieżce
pnącej się w górę doliny.
|
W dolinę zaczęła się wtłaczać ogromna chmura! |
|
Wchłonie nas ta chmura czy nie? |
|
Ogromna chmura oszczędziła jednak "czubki" okolicznych szczytów. |
|
Intuicja podpowiadała nam, że ta wielka chmura nie odbierze nam widoków ze szczytu, a wręcz przeciwnie - doda tylko dynamiki tworząc niezapomniany górski warun. |
|
Ucieczka przed chmurą. |
|
Sukcesywnie zdobywamy wysokość. |
|
Na chwilę zrobiło się mhrocznie. |
|
W stronę światła. |
|
Nördliche
Wildgratspitze 3330 m n.p.m.
|
Na
pułapie około 2600 m n.p.m, w niedalekiej odległości od jeziorka
Schwarzenbergsee stoi kolejny słup z żółtymi tablicami. Wybraliśmy szlak
skręcający mocno w lewo. Mijając co jakiś czas mniejsze, to
większe kopczyki dotarliśmy na małe wypłaszczenie. To miejsce na
mapie kryje się pod nazwą Hohes Egg 2820 m n.p.m. i doskonale nadaje się na odpoczynek. My jednak z racji rozsądnego
gospodarowania czasem w stosunku do osiągniętej obecnie wysokości,
bez robienia przerwy rozpoczęliśmy najbardziej absorbujący i
czujny etap z całej dzisiejszej rajzy.
|
Wybieramy drogę przez "Hohes Egg" |
|
Na podejściu na Hohes Egg udało się nam utrzymać całkiem dobre tempo! |
|
Schrankogel muśnięty chmurami. |
|
Jeziorko Schwarzenbergsee. |
|
Charakterystyczne kopce kamienne w drodze na Hohes Egg. |
|
Z ziemistej ścieżki... |
|
... przeszliśmy na kamienistą. |
|
Za naszymi plecami wciąż rozgrywał się spektakl! |
|
No to do góry! |
Z
Hohes Egg próbowaliśmy dostrzec w jaki sposób prowadzi dalej szlak. W pełnej okazałości prezentował się teren, którym teraz
mieliśmy z każdym krokiem zwiększać swoją wysokość nad
poziomem morza. Na razie droga zapowiadała się na wolną od lodu i
śniegu.
|
Hohes Egg 2820 m n.p.m. |
W
trakcie wyrównywania oddechu raczyliśmy się widokami, które
mieliśmy za plecami. Działo się wiele! Za każdym spojrzeniem przez
ramię, krajobraz wyglądał inaczej. A to dzięki chmurom, które
były na tyle kulturalne, że nie przysłaniały wszystkiego.
|
Lodowiec Alpeiner (Alpeinerferner). |
|
Prosimy więcej takiego górskiego warunu na kolejnych wyjazdach w stylu 3k w 3 dni! |
|
Widok na Dolinę Sulztal oraz lodowiec Sulztal (Sulztalferner). |
|
Pierwszy śnieżek w zakamarkach. |
|
Kolejne spojrzenie za siebie i znowu trochę inaczej! |
|
Zbliżamy się do granicy, gdzie śniegu będzie już tylko więcej. |
Z
każdym zdobywanym metrem wysokości, śniegu w linii przebiegu
szlaku było coraz więcej. Nie było go jednak na tyle dużo, aby był sens zakładania raków. W zastanych warunkach mogłyby tylko jeszcze
przeszkadzać. Niesione w plecakach, nie ujrzały więc światła
dziennego.
|
Późny wrzesień niesie ryzyko pierwszych opadów śniegu. |
|
3000 m n.p.m już przekroczone! |
|
Kopczyki wciąż obecne! |
|
Wspomniane miejsce I. Spokojnie jest się czego złapać. |
Podejście zaczęło się przeciągać. Każdy krok stawialiśmy w pełni świadomie. Znaleźliśmy się również już w takim miejscu, gdzie ekspozycja zaczęła rozbudzać naszą wyobraźnię i przynosić myśli wizjonerskie w stylu: „A co by było, gdyby tu mi się noga poślizgnęła”.
|
Jesteśmy już blisko. Widać krzyż! |
|
Choć obecność śniegu przysporzyła nam trochę stresu, to dodała klimatu zdjęciom. 😉 |
|
Weekend marzenie! |
|
Schrankogel - widoki ze szczytu. |
|
Schrankogel - widoki ze szczytu. |
|
Schrankogel - widoki ze szczytu. |
|
Schrankogel - widoki ze szczytu. |
|
Dosłownie ostatnie kroki do szczytu! |
|
Skadi - kierowniczka całego zamieszania. 😉 |
|
Ula - szczęśliwa zdobywczyni swojego pierwszego trzytysięcznika. |
|
Marcin - bezproblemowy kompan górski. 😁 |
|
W tamtą stronę też można iść, ale z z racji śniegu uznaliśmy, że wrócimy po własnych śladach. |
|
Schrankogel - widoki ze szczytu. |
Wiedzieliśmy, że w trakcie schodzenia trzeba będzie zachować jeszcze większą czujność. Musieliśmy się pilnować, by nie dać się przypływowi rozluźnienia, dlatego też na szczycie byliśmy krótko.
|
Rozpoczęliśmy zejście ze szczytu. |
|
Wybór ścieżki ułatwiały wydeptane na podejściu własne ślady. |
|
Jeden z czujniejszych momentów w trakcie zejścia |
|
W kilku punktach szlak prowadzi ściśle granią. |
|
Wioska Gries im Sulztal poniżej chmur. |
|
Bitwa jesieni z zimą. |
|
Ach... spieszmy się podziwiać lodowce, tak szybko topnieją... |
Bezpiecznie
udało się zejść w bezśnieżny teren. Odetchnęliśmy z ulgą! Gdy
znaleźliśmy się już na typowo kamienistym podłożu, każdy w
swoim tempie dotarł na Hohes Egg. Na „Jajku”, jak ochrzciliśmy to miejsce, zrobiliśmy dłuższą
przerwę. Byliśmy
już w takim miejscu, z którego do schroniska mogliśmy, w razie potrzeby, spokojnie zejść przy świetle czołówek.
|
Stres związany z obiektywnymi zagrożeniami, zaczął powoli puszczać. |
|
Podczas przerwy na Hohes Egg. |
|
Tam to się działo! |
|
Do Uli jeszcze nie dotarło, że wlazła na trzytysięcznik. |
|
Dla Marcina był to kolejny trzytysięcznik w górskim CV. 😉 |
|
Zdjęcie w stylu: "W obliczu wyzwania". |
Pomiędzy
Hohes Egg, a schroniskiem Amberger Hütte,
każdy sobie nadawał tempo zejścia. Z kolejnym utraconym metrem
przewyższenia, zbliżaliśmy się do wiszących w dolinie chmur.
|
Już za kilka chwil będziemy poniżej chmur. |
|
Powrót do schroniska. |
|
Kolory jesieni. |
|
Z powrotem w Dolinie Sulztal. |
Wpadliśmy
do schroniska tuż przez zachodem słońca. W suszarni, kiedy
ściągaliśmy buty, kelnerka przyjęła od nas zamówienie, byśmy
zdążyli jeszcze coś zjeść przed zamknięciem kuchni. W Lagerze
zostawiliśmy plecaki i zeszliśmy do jadalni. Wieczór minął nam
na dzieleniu się swoimi osobistymi wrażeniami z wejścia na
Schrankogel. Ula wciąż nie dowierzała, że wlazła na
trzytysięcznik i spełniła swoje marzenie.
niedziela, 29 września 2019
Po
szybkich obliczeniach w trakcie wczorajszej kolacji, wyszło nam, że
w niedzielę nie musimy się zrywać wcześnie rano. Budziki
zadzwoniły o 7:00 i naprawdę w spokojnym tempie spakowaliśmy się
oraz przekąsiliśmy resztki prowiantu jakie pozostawały nam w
plecakach. Godzinę później opuściliśmy schronisko. Pomimo, że
czekał nas już tylko powrót do domu, to mogliśmy jeszcze cieszyć
się pobytem w górach. Przed nami było 1,5h zejścia do wioski
Gries i dotarcie do auta, które czekało na nas na parkingu.
Jeszcze grubo przed południem wyruszyliśmy w stronę Polski, a w
domach zameldowaliśmy się na późną kolację.
|
Powrót na parking. |
|
Słoneczny poranek. |
Zawsze
po takich szybkich, celowanych, alpejskich strzałach, mam wrażenie,
że doświadczam teleportacji. Przecież jeszcze wczoraj byłam
wysoko w górach, a dzisiaj już na marnych 120 m n.p.m. W takich
momentach czuję że nie zmarnowałam danego mi wolnego czasu i nie
ominęło mnie coś naprawdę fajnego.
Jeżeli chodzi Wam po głowie szybki wypad w Alpy, polecam właśnie Schrankogel według naszego przepisu! W przedstawionej formule 3K w 3 dni sporym atutem jest także elastyczność terminu w stosunku do prognozy pogody. Zawsze łatwiej jest wziąć spontanicznie jeden dzień niż tydzień urlopu.
Bardzo fajny i pomocny wpis, zreszta jak zawsze, jednak troche troc razi to gloryfikowanie tej 3 z przodu. Brzmi to troche takby najwazniejsze byly te 3 tysiace, a nie krajobraz, ludzie , czas na szlaku itp. Nie róbmy z chodzenia po górach takiej pustej rywalizacji, bo później to prowadzi do nieszczęśliwych wypadków. Ja pierwsze słysze o "magicznej trójce" :-) Mimo to, uważam ,że robisz tu świetną robote, pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńCo kto lubi, z dzisiejszej perspektywy patrzę podobnie jak Ty, ale doskonale pamiętam atmosferę wokół zdobywania pierwszego trzytysięcznika. Dla nas to było wejście w śnieżno - lodowy świat gór wyższych, ten sam świat, do którego przynależą najwyższe szczyty naszej planety. Nie chodzi tu nawet o rywalizację, ta trójka jest symboliczna i w sumie odnosi się głównie do Alp - są wszak góry, gdzie trzytysięczniki mają charakter naszych Tatr, a są zapewne i takie, gdzie na trzytysięcznikach pasą się krowy albo porasta je gęsty las. Ale w naszej "karierze" wejście na Habichta było przełamaniem granicy, za którą są wieczne śniegi i lodowce. Przejście przez drzwi do trochę innego wymiaru, który wcześniej znaliśmy tylko z książek i filmów 🤩
UsuńŚwietnie zorganizowany wyjazd.Informacje i wszelkie porady ujęte w relacji na pewno będą bardzo przydatne dla osób mniej jak i bardziej doświadczonych pragnących przeżyć swoją przygodę z górami na trochę wyższych wysokościach.
OdpowiedzUsuńDzięki! Z takiego właśnie założenia wyszłam tworząc ten "poradnik". ☺
UsuńO super, może kiedyś uda mi się wybrać :) Uwielbiam chodzić po górach )
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, aby się udało wybrać! :)
UsuńZazdroszczę pogody i widoków. Niestety nie mieliśmy możliwości podziwiania rozległych pasm górskich ze szczytu. "Szranka" zdobywaliśmy w kompletnej mgle i niemal zimowych warunkach, w lipcu tego roku. Jednak takie są góry :) Przynajmniej jest dobry powód żeby kiedyś tam wrócić ;) Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńDlatego sama góra jest łatwym trzytysięcznikiem, ale przy stabilnych i suchych warunkach :) Gratulacje za szczyt! Wypatrzyłeś w panoramie kolejny cel? ;)
UsuńCudnie. Jakbyś wybieral sie jeszcze raz latem 2021 i szukał chetnych to sie pisze. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie mam w planach. ;) Co najwyżej inny łatwy trzytysięcznik, który mogłabym później opisać i zaproponować w podobnej formule na blogu ;)
UsuńŚwietny wpis, daje dużo informacji. Jednak zabrakło mi jednego. Czy jest realna szansa wejścia na szczyt bez sprzętu wspinaczkowego?
OdpowiedzUsuńJest realna szansa wejścia na szczyt czysto trekkingowo, bez używania raków, czekana, ale bacznie trzeba obserwować prognozy pogody! Tak jak napisał w komentarzu Szwendacky - mieli wejście w śniegu w lipcu! Zależy jak obfita w śnieg była miniona zima, jakie jest lato. Myślę, że największa szansa na suche warunki jest w drugiej połowie sierpnia i pierwszej połowie września, ale też nie jest to reguła! Myślę, że gospodarze w schronisku mogą mieć najświeższe informacje.
UsuńBardzo fajny opis wejścia na ten szczyt! Dużo się dowiedziałem i na pewno skorzystam z doświadczeń planując swój wypad na niego w tym roku.Zdjęcia też na pewno dają obraz terenu po którym przyjdzie nam z moją grupą na przełomie sierpnia/września 2021 przejść, idąc na tą górę.Mamy takie plany i jak pogoda dopisze to jest nasz główny cel na ten wyjazd (Kreuzspitze z Vent również mamy w planach). Dzięki wielkie za opis i pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńSuper! Życzę powodzenia! Oby pogoda Wam dopisała! Trzymam kciuki! :) Cieszę się, że post pomógł w zaplanowaniu wyjazdu. :)
UsuńHej, takie pytanie. Ile czasu zajęła cała trasa od 6 z Gries ok 8 przy schronisku, i 5-6 godzin od schroniska na szczyt?
OdpowiedzUsuńMniej więcej tak. Całą akcję górską "Gries - schronisko - Schrankogel - schronisko" skończyliśmy o 19:00, wraz z zachodem słońca (wrzesień).
UsuńDziekuje za odpowiedz, pytam bo chce trase zrobic jednego dnia. I mysle, ze da rade. Tylko start pewnie 4 rano :)
UsuńŚwietny wpis! W piątek szukałem pomysłu na słoneczny weekend i w sobotę spontanicznie się wybraliśmy pod wpływem Twojej relacji. Ruszyliśmy przed 9 rano i to było za późno na koniec października, bo zachód złapał nas pod koniec zejścia z Hohes Egg do schroniska. Śniegu sporo, ale raki spędziły wejście w plecaku bo skała przebijała. A widoki jedne z najlepszych w całym Tyrolu. Szczęściarze jak my mogą też podziwiać stado koziorożców :-)
OdpowiedzUsuńNo i taka reakcja czytelników mi się podoba! Po przeczytaniu: pakują plecak i jadą! 😎😍
UsuńBrawo dziewczyny, wpadłem tutaj, bo planuję ten szczyt, bravissimo !!
OdpowiedzUsuńBrawo dziewczyny i chłopaku! 😉😁 I jak tam plany?
UsuńCzy masz może do udostępnienia plik gpx dla Garmina?
OdpowiedzUsuńNie posiadam, ale zobacz tutaj - https://pl.mapy.cz/s/mafafuhago Na stronie mapy.cz możesz wygenerować z tej trasy plik gpx - znajdź komendę "eksportuj" po prawej stronie.
UsuńCześć, świetna relacja, planuje wyjazd na ta gore w przyszłym tygodniu i mam pytanie. Gdzie najlepiej sprawdzać pogodę w tym rejonie?
OdpowiedzUsuńPolecam strony/aplikacje YR.NO oraz Meteoblue. Można wpisać nawet nazwę góry.
UsuńNa ile bezpieczne pod względem choroby wysokościowej będzie wejście w ciągu jednego dnia z Gries? Dodam, że dzień wcześniej będę na około 3000 m.n.p.m (Zugspitze) jednak pomiędzy tymi szczytami będę spał w jakimś miasteczku na znacznie niższej wysokości. Pod względem technicznym większych obaw nie mam, ponieważ chodzę sporo po Tatrach Wysokich oraz via ferratach i czuję się tam pewnie.
OdpowiedzUsuńW jakiejś mądrej książce przeczytałam kiedyś, że choroba wysokościowa możliwa jest już na 2500 m n.p.m., ale nie znam nikogo kto by miał taki problem na trzytysięczniku. Sama nie raz robiłam na trzytysięczniki wejścia "jednym strzałem" po około 2000 m przewyższenia i nigdy nie miałam problemów. Teoretycznie jakieś objawy są możliwe, ale to chyba trzeba mieć wyjątkowego pecha do genów. :)
UsuńA ja mam pytanie z innej beczki - da się wyjść i zejść z parkingu na parking w przeciągu jednego dnia ??
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem da się. Trasa wyniesie wtedy 21 km, ale będzie mieć 1900 m przewyższenia. Jest to osiągalne pod pewnymi warunkami - posiadania dobrej kondycji i wytrzymałości, bycia po komfortowym noclegu, wczesnym wyruszeniu na szlak. No i stabilna pogoda. Od schroniska do parkingu jest szutrowa droga, którą można pokonać bezpiecznie przy świetle czołówki.
UsuńDa sie w ciagu dnia. Ja tam zrobilem i to w pazdzierniku gdzie dzien byl krotki. Pilnuj tylko, zeby noc nie zlapala Cie wyzej niz schronisko lub szutrowa droga, bo moze byc niebezpiecznie w takim terenie.
OdpowiedzUsuń