Od dłuższego
już czasu mój kontakt z Tatrami bardzo się ochłodził.
Temperatura tej relacji jest w sumie w pełni zależna ode mnie. Po
prostu przestało mnie jakoś maniakalnie
ciągnąć w te góry. Jakie sprawy i sytuacje miały na to wpływ,
poniekąd sama dobrze wiem. I... tak jakoś na razie nie spieszy mi
się by te relację ocieplić. Całkiem dobrze mi się z tym żyje.
Skąd zatem pojawiły się na blogu Tatry? Z dwóch powodów. Nad
swoim niebem zapowiedziały najlepszą pogodę oraz zaoferowały
teren oraz trasę, która miała sprawdzić i zweryfikować jak sobie poradzi
powypadkowe kolano Damiana, które od prawie roku intensywnie
rehabilitował.
Pojechaliśmy
w te Tatry, nie, bo za nimi zatęskniliśmy, ale dla uzyskania jasnej
odpowiedzi – czy kolano już jest bądź czy w ogóle będzie
nadawać się do aktywności górskiej. Sama obawiałam się wyniku
końcowego, bo Grań Rohaczy, którą wybraliśmy na przeprowadzenie
testu jest zróżnicowana pod kątem terenu i stanowi solidną
wycieczkę górską. Bałam się reakcji Damiana, jak okaże się, że
ból kolana będzie nie do zniesienia. Bałam się wizji, że zasięgi
górskie mogą przez to zmaleć i z tego powodu, Mój Człowiek wpadnie w
totalną depresję. Zacznie wyprzedawać cały górski sprzęt i przesiądzie się na żeglarstwo bądź inny, bardziej stacjonarny "sport", pozostając w permanentnym nieszczęściu. Złe myśli udało mi się odgonić i siedząc już w samochodzie z obranym azymutem na Słowację, moja intuicja podpowiadała mi, że to będzie sympatycznie spędzony dzień po naszemu, z kolanem, które poradzi sobie z każdym kamieniem i zeskokiem, a nasze wspólne górskie marzenia pozostaną niezagrożone.
Rohacze to dwa skaliste szczyty (Rohacz Ostry 2086 m n.p.m oraz Rohacz Płaczliwy 2126 m n.p.m) znajdujące się w głównej grani Tatr Zachodnich. Dodatkowo również należą do tzw. Orlej Perci Tatr Zachodnich, z racji że przedstawiają bardzo zbliżony charakter terenu z jakim można się spotkać na "prawdziwej" Orlej Perci. Szlak jest jednak naszpikowany mniejszą ilością *scramblingu, łancuchów, skalnych kominków czy
momentów z ekspozycją. Jak na Tatry Zachodnie kojarzące się z łagodnymi stokami, Rohacze stanowią smakowity kąsek dla tatromaniaków.
Wyjechaliśmy
z domu w piątek. Trasa na Słowację bardzo się nam dłużyła. Nie
będę już wspominać o tym co się działo na dolnośląskim i
opolskim odcinku A4. Ten kto miał okazję przejeżdżać w okresie
około-weekendowym ten zapewne doskonale wie, co się wtedy dzieje.
Bezpiecznie, ale psychicznie zmęczeni dojechaliśmy przed hotel
Primula w słowackiej Dolinie Zubereckiej. Przez portal booking.com zarezerwowaliśmy sobie dwa noclegi, by na sobotnią akcję wstać
wypoczęci, a po niej, spokojnie zregenerować się przed podróżą z
powrotem do domu.
sobota, 1 sierpnia 2020
Wycieczkę
rozpoczynamy o 7:00 rano. Opuszczamy hotel Primula i udajemy się do
głównej drogi asfaltowej oznakowanej dodatkwo czerwonym, pieszym
szlakiem. Po kilku kilometrach docieramy do otwartej jedynie w
sezonie letnim /15 czerwca – 30 października/ Ťatliakovej
chaty (1372m n.p.m). Tam zarządzam przerwę na kawę, bo od wyjścia
z Primuli czuję się ciągle zamulona. Poranne wstawanie niczym
radosny skowronek wciąż jest dla mnie nie do osiągnięcia.
Ewidentnie jestem sową. Choć nie jestem fanką kawy, to trochę mi
się polepsza. A może po prostu wysokość słońca na nieboskłonie
zrobiła swoje? Temperatura wzrosła a i coraz więcej miejsc wyszło
już z objęć cienia.
|
O poranku. Idziemy w stronę Ťatliakovej
chaty. |
Ruszamy
na pierwszy etap wycieczki – podejście niebieskim szlakiem na
Smutną Przełęcz. Smutną Dolinę znamy tylko z widzenia od góry,
nigdy nie mieliśmy do tej pory okazji po niej wędrować. Ja
osobiście smutku w tej dolinie nie dostrzegłam. Zdobywanie
przewyższenia mija nam w przyjemnych okolicznościach. Idziemy wśród
soczystej zieleni i kwitnących kwiatków w asyście bezchmurnego,
niebieskiego nieba.
|
Lato w Tatrach Zachodnich. |
|
Podejście na Smutną Przełęcz. |
Na
Smutnej Przełęczy robimy sobie przerwę na drugie śniadanie.
Wjeżdża kawałek żółtego sera Dziugas z bułką. Za plecami mamy
Przednią Kopę, z której część turystów właśnie schodzi w
stronę przełęczy.
|
Widok ze Smutnej Przełęczy na Przednią Kopę. |
Doładowani
kaloriami ruszamy na podbój Rohaczy. Na pierwszy ogień idzie Rohacz
Płaczliwy (2125 m n.p.m). Jego północne, bardzo strome ściany
opadają zerwą ok 200-250 metrów do polodowcowego kotła Doliny
Smutnej. Takie rzeczy w Tatrach Zachodnich!
|
Dolina Żarska w słowackich Tatrach Zachodnich. Mekka narciarzy skiturowych! Tam nas jeszcze na nartach nie było. |
To
jak będzie wyglądać szlak na Rohacza Płaczliwego w wielu
miejscach zależy od nas samych. Niejednokrotnie można znaleźć
łatwiejszy bądź trudniejszy wariant wejścia/zejścia/obejścia
danej sekcji skalnej bądź wykorzystać ścieżki biegnące tuż
poniżej grani.
|
Na razie szlak nie przedstawia trudności. Idziemy wspomagając się tylko kijkami. |
|
A za plecami dalsza część Orlej Perci Tatr Zachodnich - m.in Banówka, Hruba Kopa i Trzy Kopy. |
|
Baraniec 2182 m n.p.m. |
|
Za mną Smutna Przełęcz oraz dalsza część Orlej Perci Tatr Zachodnich - Banówka, Hrupa Kopa oraz Trzy Kopy. |
Na
Rohaczu Płaczliwym nie przesiadujemy zbyt długo. Widoki ze szczytu
są bardzo rozległe. Moją uwagę najbardziej przykuwa Baraniec.
Jego masywny kształt jest bardzo intrygujący, na tyle że w mojej
głowie zaczynają się już kłębić plany na kolejny tatrzański
cel. Czyżby w moim sercu coś się właśnie rozbudziło? Czyżby
Tatry nieśmiało właśnie wysłały mi zaproszenie na kolejną
randkę? Planów jednak z Damianem nie zmieniamy, twardo kontynuujemy
Grań Rohaczy.
|
Rohacz Ostry 2086 m n.p.m, a za nim po lewej stronie Wołowiec 2063 m n.p.m. |
Szlak
na Rohacz Ostry dostarcza już więcej fajnych „momentów”. Towarzyszy nam sceneria iście skalna ze
stromymi podejściami i zejściami. W końcu doczekujemy się też
pierwszy łańcuchów na trasie. Niestety metalowe ułatwienia tworzą
newralgiczne miejsca i zapychają płynność przemieszczania się ruchu turystycznego.
Tworzą się mniejsze bądź większe korki. Dobrze, że pogodę mamy
murowaną, więc dłuższe przebywanie wśród żelastwa nie jest
niebezpieczne. Stojąc tak jednak w jednej z kolejek, wyobrażam
sobie jak to miejsce może przeobrazić się w śmiertelną pułapkę
podczas burzy, zwłaszcza kiedy tempo naszego zejścia w bardziej
bezpieczne miejsce będzie też poniekąd zależne od ludzi
znajdujących się na szlaku. Mam tu na myśli sprawne używanie
łańcuchów i pewne poruszanie się w terenie scramblingowym.
|
Na razie jeszcze po ścieżce, ale zaraz zacznie się zabawa z granitem. |
|
Ruch turystyczny w Tatrach w okresie lata jak zawsze intensywny. |
|
Dotyk letniego granitu! Fajno! |
|
Znajdź różnicę. |
Na
Rohaczu Ostrym również nie przebywamy zbyt długo. Nawet nie ma za
bardzo miejsca do robienia zdjęć. Uznajemy z Damianem, że idziemy
dalej. Według mapy mają pojawić się jeszcze na szlaku jakieś
sekcje z łańcuchami. Najdłużej w korkach stoimy przed słynnym
Rohackim Koniem – stromo podciętą płytą skalną z rozpiętym na
niej około 10 metrowym łańcuchem.
|
Chętnych na przejście Rohaczy jest bardzo wielu. To spowodowało, że jest sporo wyślizganych kamieni, zwłaszcza na sekcjach z łańcuchami. |
|
Rohacki Koń. Pozdrowienia dla uśmiechniętych Panów! 😊 |
|
Jeden z Rohackich Stawów. |
Po
pokonaniu ostatniej sekcji z łańcuchami, odpinamy kijki od plecaków
i już w szybszym tempie schodzimy na Jamnicką Przełęcz (1906 m
n.p.m). Z jej pułapu pięknie prezentuje się z jednej strony Rohacz
Ostry, a z drugiej Wołowiec, na który zgodnie z ustaloną przez nas trasą, mamy teraz podchodzić. Zanim jednak, przerwa na...
|
Ciasteczko! |
|
Widok na Rohacz Ostry z Jamnickiej Przełęczy. |
Wołowiec (2063 m n.p.m) świetnie nadaje się jako cel na pierwszy tatrzański
dwutysięcznik. Dobrze go już znamy z kilku poprzednich
wycieczek. Podczas podejścia na szczyt, nad naszymi głowami po cichu
przelatuje kilkakrotnie szybowiec.
|
Lot szybowcem nad Tatrami. |
|
Jeszcze raz widok na Smutną Dolinę z bardzo dobrze prezentującym się przebiegiem szlaku niebieskiego na Smutną Przełęcz. |
Od Wołowca rozpoczynamy
przejście szlakiem granicznym. Ilość turystów od razu wzrosła.
Podczas zejścia z Wołowca mijamy poukładane wzdłuż ścieżki
długie, drewniane belki. Schodząc dalej, napotykamy już utworzone
z tych belek a'la schody. Coś jak na obraz tych z bieszczadzkiej
Tarnicy.
Meldujemy się na Rakoniu
i postanawiamy poleżeć chociaż pół godzinki w trawie. Przyjemnie
grzeje nas słoneczne lato w Tatrach. Ach! Jest milusio! 😊
|
Grań Rohaczy. |
Z Rakonia decydujemy się
zejść ponownie na słowacką stronę Tatr Zachodnich – na
Przełęcz Zabrat (1656 m n.p.m), a następnie mając do wyboru dwa
warianty zejściowe – wybrać dłuższy, ale z łagodniejszym
nachyleniem. Powody są dwa: oszczędzanie kolana jeżeli jest taka
możliwość oraz zobaczenie po raz pierwszy Doliny Łatanej. Szlak
żółty okazuje się być bardzo przyjemny, a dolina sympatyczna i wolna od ruchu turystycznego.
|
Intensywna zieleń na stokach Tatr Zachodnich. |
|
Kwitnący Rdest wężownik. |
|
Szlak żółty z Doliny Łatanej. |
W hotelu Primula jest
również restauracja. Po zostawieniu plecaków, migiem zasiadamy do
stolika. Wybieramy słowackie haluszki – danie które pierwszy raz
jadłam podczas trekkingu z namiotem na Grani Niżnych Tatr. Żarełko
dopijamy kofolą, oficjalnie uznając, że wycieczka przez Grań
Rohaczy dobiegła końca.
A jako sprawdziło się
kolano? Jak już Damian był najedzony, zadałam mu to pytanie.
Stwierdziłam, że z brzuchem wypełnionym haluszkami rzetelnie i
szczegółowo mi odpowie. Kolano ogólnie sprostało trasie i
wymaganiom nawierzchniowym. Co prawda zdarzyło się kilka
krótkotrwałych incydentów bólowo-dyskomfortowych, zwłaszcza na
zejściu. Nie wiem jak Damian, ale ja w to kolano wierzę. Może
potrzeba czasu na dodatkowe wzmocnienie mięśni bądź odpowiednie
zaprogramowanie w głowie? Mam nadzieję, że kolejne tego typu
wypady przekonają go, by dać swojemu kolanu większy kredyt
zaufania.
* scrambling - wędrówka po stromym, skalnym terenie wymagający użycia rąk.
Tatry Zachodnie zawsze są na topie. Skadi, polecam imprezę ze Słowackiej strony, wieś Jalovec. Miałem w planie Grań Tatr Zachodnich, ze względu na deszcze zmieniłem plany. Rohacze są... mmmmmm :)
OdpowiedzUsuńSporo mam jeszcze do odwiedzenia w słowackich Tatrach Zachodnich. M.in wspomniany Baraniec. (●'◡'●)
UsuńWidzę, że działaliśmy w tym samym czasie w Tatrach, ale w innych rejonach :) Ale obie wycieczki udane :P
OdpowiedzUsuńDobrze, że z kolanem już ok. Bo trochę to trwało, ale się udało wrócić do zdrowia. Niech Damian się szykuje na zimę, bo lodospady trza odwiedzić ;)
No pogoda w tym czasie chyba dopisała w każdym zakątku Tatr. Hah, myślisz, że będzie na minusie? Ja tam już nie wierzę w lodospady w Głuszycy.
UsuńTrzeba być dobrej myśli, że kiedyś jeszcze wrócą czasy, że nawet po Kamiennych dało się w rakietach chodzić...
Usuń