SEVEN SUMMITS STUBAI - Zuckerhütl 3507 m n.p.m


W ciągu trwającego już 5 dni pobytu w Austrii, udało się nam wleźć na cztery szczyty z wyzwania Seven Summits Stubai! Ostatni z nich - Wilder Freiger - pozostawił nam możliwość wejścia jedynie w trybie jednodniowym i wyczerpującym kondycyjnie. Po tej akcji koniecznie potrzebowaliśmy jednego dnia odpoczynku. Tak naprawdę nie pogardzilibyśmy nawet dwoma, ale prognozy pogody zapowiadały się wciąż obiecująco, więc po prostu nie mieliśmy za bardzo alibi by odpuszczać bądź odwlekać w czasie kolejnych wyjść w góry. Tym bardziej, że w zestawieniu wciąż czekał na swoją kolej król Alp Sztubajskich - Zuckerhütl vel Zuckierasek o którym marzyłam od dawna...



SEVEN SUMMITS STUBAI to 7 szczytów z charakterem wybranych w austriackiej Dolinie Stubai. Informacje ogólne oraz praktyczne o tym projekcie znajdują się w osobnym poście - TUTAJ.

Dlaczego Zuckerhütl znalazł się na liście? Oto co pisze oficjalny portal Doliny Stubai - WWW.STUBAI.AT:


Zuckerhütl - "Wycofany"


Nazwa tej najwyższej góry Alp Sztubajskich nie jest przypadkowa. Patrząc ze wschodu na szczyt można zrozumieć skąd bierze się nazwa Zuckerhütl. Nieustraszony róg pokryty firnem jak głowa  cukru z jednej strony, uroczy z innej strony i nieobecny, skalisty natomiast z kolejnej strony. Szczytowi Zuckerhütl należy się miano władcy. Pomimo swoich dumnych 3507 m n.p.m jest raczej górą bezpieczną, choć w żadnym wypadku łatwą do zdobycia. Szczególnie podejście pod sam szczyt niesie ze sobą trudności.

Należna nagroda

Spojrzenie z zachodu na południe i na wschód daje odpowiedź, dlaczego podjęło się trudu podejścia na najwyższy szczyt SEVEN SUMMITS STUBAI. Z jednej strony błyszczą Dolomity, z drugiej uśmiechają się Alpy Zillertalskie. Obok pokazują się Wysokie Taury ze szczytem Grossglockner i Grossvenediger i przesyłają pozdrowienia AlpoÖtztalskim jak i pasmu górskiemu Karwendel.

Bezpieczne miejsce

Joseph Anton Specht, jeden z pierwszych alpinistów z regionu alpejskiego, który wykonał liczne pierwsze wejścia, jako pierwszy zdobył w 1863 roku wraz z najbardziej doświadczonymi przewodnikami górskimi Doliny Stubai - Aloisem Tanzerem i Pankrazem Gleinserem - wysoki na 3507 metrów szczyt Zuckerhütl, od południowej strony Schaufelnieder, idąc przełęczą Pfaffenjoch i Pffafrnschneide. Potem musiało minął kilka lat nim dzięki ożywionej działalności Niemieckiego i Austriackiego Związku Alpejskiego alpiniści zaczęli regularnie zdobywać szczyt Zuckerhütl. W 1875 roku wybudowani schronisko Dresdner Hütte na lodowcu Stubai, które było pierwszym schroniskiem w Dolinie Stubai. Równie ważny wkład w udostępnianie tej góry wnieśli także doświadczeni pasterze, myśliwi i przewodnicy górscy.

Dane dotyczące trasy:

Początek: górna stacja gondoli na Schaufeljoch, lodowiec Stubai (3170 m)
Cel: Zuckerhütl (3507 m)
Czas dojścia: ▲ 3 1/2 h ▼ 4 1/2 h
Różnica wysokości: 400 m
Możliwości na przerwę: Jochdohle (3150 m), Dresdner Hütte (2308 m)

Kondycja: 
Technika: 
Charakterystyka: wyprawa wysokogórska z przejściem przez lodowiec - miejsce wspinaczkowe (UIAA II); potrzebne pełne wyposażenie zabezpieczające (lina, raki, itp), bardzo dobre umiejętności orientacji w terenie w razie mgły, umiejętności ratowania osób ze szczeliny lodowcowej. Osobom bez doświadczenai w wyprawach wysokogórskich, polecamy pójście z przewodnikiem. Doświadczenie w wędrówkach po górach i dobra kondycja są również wymagane w razie  pójścia na wyprawę z przewodnikiem.

Dojazd/Punkt wyjścia:

Punktem wyjścia na tę wyprawę jest górna stacja gondoli na Schaufeljoch na lodowcu Stubai. Aby się tam dostać, trzeba najpierw wsiąść do gondoli na Eisgrat (pierwszy wjazd godz 8:00) i tam przesiąść się do gondoli jadącej na Schaufeljochbahn. Przy dolnej stacji gondoli na lodowiec Stubai znajdują się liczne bezpłatne parkingi.

Podejście:

Z górskiej restauracji Jochdohle idzie się po południowej stronie u stóp stoku na Schaufelspitze, aż do górnej stacji latem nieczynnego wyciągu krzesełkowego Fernau (Fernaujoch albo Schaufelnieder). Stąd trasą Heinricha Klier dalej do przełęczy Pffafenjoch (3212 m). Na przełęczy przechodzi się znowu na stronę doliny Stubai i krzyżuje się z lodowcem Sulzenauferner. Po dojściu na Pfaffensatell, zaledwie od warunków, wspinaczką do góry na szczyt. Na podejście trzeba 3 1/2 godziny.

Zejście:

Zejść można tą samą drogą (Pfaffenstattel - Sulzenauferner - górna stacja Schaufeljohbahn) z powrotem. Alternatywnie można zejść aż do schroniska Dresdner Hütte. W tym celu odbija się krótko przed Pfaffenjoch od szlaku podejściowego i idzie się po lodowcu Fernau w dół.


____________________________




poniedziałek, 21 września 2020


Propozycja trasy wycieczki zapodanej przez portal Stubai nie jest wymagająca kondycyjnie. Najbardziej obciąża portfel i może ujmować satysfakcji co poniektórym ambitnym górołazom. Fakt - pokonanie jedynie 500 metrów przewyższenia na "mocnym" trzytysięczniku to trochę mało. Sami byśmy się czuli dziwnie, gdybyśmy zdecydowali się na taką mało wyczerpującą opcję wejścia na Zuckerhütl. Niemniej jednak, rozważaliśmy połowiczne użycie kolejki, co by zaoszczędzić sobie najnudniejszych, początkowych fragmentów trasy. Niestety, szybko się okazało, że przed oficjalnym otwarciem ośrodka narciarskiego, którego data przypada na okolice października, są prowadzone gruntowane prace serwisowe i WSZYSTKIE kolejki i wyciągi są nieczynne.  Ta wiadomość z automatu skazała nas na wchodzenie na szczyt od samego dołu (czyli od poziomu parkingów). Oczywiście wariant z rozłożeniem trasy na dwa dni z nocowaniem w  Dresdner Hütte też szybko umarł, gdyż w najbliższym czasie - jak z resztą pozostałe schroniska w dolinie - okazało się być "fully booked". 

Aby więc "przywieźć w kieszeni" króla Alp Sztubajskich musieliśmy się porwać ponownie na jednodniowy, bardzo wyczerpujący fizycznie wybryk. Choć czekało nas znowu pokonanie przewyższenia w okolicach 2000 metrów, to mnie jednak bardziej przerażało wczesno poranne wstawanie, które jak zawsze obniża mi nastrój i chęć robienia czegokolwiek.


Jeszcze na co najmniej dwie godziny przed wschodem słońca, zajeżdżamy na wielki, pusty parking ośrodka narciarskiego Stubaier Gletscher. Panująca ciemność i cisza nasuwają skojarzenia o opuszczeniu tego miejsca przez ludzi. Odpalamy czołówki i udajemy się w stronę wijącej się wzdłuż linii przebiegu gondoli, szerokiej i momentami pionowej wręcz drogi szutrowej. Podejście jest męczące ale daje szybki przyrost przewyższenia. Gdy zaczyna świtać na horyzoncie, widzimy już zarys budynku schroniska Dresdner Hütte. Czekam ubłaganie aż słońce na dobre rozświetli krajobraz, gdyż motywację do dalszego posuwania się do przodu, dostarcza mi w głowie jedynie powiedzenie: "ból jest tymczasowy, duma trwa wiecznie". Zgodnie ze znanym już schematem zmian mojego samopoczucia, po dwóch godzinach powinnam się cieszyć, że tu jestem i dziękować samej sobie, że nie przewróciłam się ostatecznie na drugi bok, rozkoszując się ciepłem kołdry. 

1. Rozpoczynamy od podejścia szeroką i stromą drogą szutrową. 2. Nad Alpami Sztubajskimi powoli zaczyna świtać. 3. Schronisko Dresdner Hütte 2308 m n.p.m. 4. Schronisko oraz górna stacja gondoli Eisgrat.


Wyłonienie się pełnego słońca powyżej linii grani, zgodnie z przewidywaniami, podniosło mój entuzjazm, ale obnażyło brzydotę miejsca w którym obecnie się znajdowaliśmy. Niestety późne lato oznacza maksymalne wytopienie śniegu i odkrywa smutny widok ingerencji człowieka w naturę. To co w sezonie narciarskim stanowi gładkie i szerokie nartostrady  w otoczeniu śnieżnej bieli, teraz jest szaro-bure i przypomina hałdowiska kopalniane. Otoczenie wygląda depresyjnie. 

Nie mamy potrzeby zachodzić do schroniska, więc na rozdrożu wybieramy kolejną drogę szutrową, którą dotrzemy pod lodowiec Fernau (Fernauferner).

1. Kolejne podejście drogą szutrową. 2. Na dalszym planie, szczyty nietknięte jeszcze ludzkimi mackami. 3. Od czasu do czasu słoneczko na pocieszenie fajnie podświetla skalne granie. 4. Prawda, że kopalniane klimaty?

Sięgamy wzrokiem dalej, by zapamiętać jednak bardziej ten naturalny, a nie komercyjny krajobraz.

Lodowiec Fernau nie przedstawia jakichś wielkich rozmiarów, ale jego nachylenie i pozostawanie w cieniu przez większą część dnia, wymusza na nas założenie raków. Bez nich nie byłoby szans podejść w okolice przełęczy Fernaujoch 3055 m n.p.m. 

W budynku górnej stacji wyciągu "Seeselbahn Fernau" prześlizgujemy się na stronę zachodniej grani Aperer Pfaff, skąd rozpoczynamy czujne (w skalnych zakamarkach czyhał na nas lód) przejście do przełęczy Pfaffenjoch 3207 m n.p.m.

1. W okolicach przełęczy Fernaujoch 3055 m n.p.m. 2. &3. Widoki na Alpy z okolic przełęczy Fernaujoch. 4. Widoczne schronisko Hildesheimer Hütte.

Graniowe przejście w stronę przełęczy Pfaffenjoch. Po prawej widoczny lodowiec Fernau (Fernauferner).

Przejście pomiędzy obiema przełęczami ma zarysowany przebieg ścieżki, nie ma natomiast żadnych czerwonych znaków. Idziemy więc w skupieniu, aby nie władować się przez przypadek w ślepy zaułek. Od tego momentu droga ku szczytowi nabiera rozpędu, a my w końcu czujemy powiew wysokogórskiego wiatru! Coraz bardziej oddalamy się od widoku ośrodka narciarskiego Stubaier Gletscher. Bardzo nas to uskrzydla! Szkoda tylko, że drogę powrotną będziemy mieć taką samą...

1. Świat kamieni. 2. Do przełęczy już niedaleko! 3. Pozostałości lodowca Pfaffen (Pfaffenferner).

Wąska Przełęcz Pfaffenjoch 3207 m n.p.m.

Na Przełęczy Pfaffenjoch wynajdujemy kawałek płaskiego miejsca, na którym spokojnie założymy na siebie sprzęt lodowcowy. Wchodzimy na lodowiec Sulzenau nie związani liną. Uznajmy, że wyraźnie wydeptana ścieżka w śniegu skutecznie omija szczeliny (mamy w kalendarzu drugą połowę września i brak jakichkolwiek opadów śniegu od wielu tygodni). Dzięki temu odstępstwu od przyjętych norm, chcemy zyskać trochę na czasie. Tak naprawdę wiemy, że najdłużej zabalujemy w kopule szczytowej Zuckerhütl, która ze względu na późne lato jest najmocniej wytopiona w skali całego roku.

1. Po drugiej stronie przełęczy Pfaffenjoch. 2. Lodowiec Sulzenau (Sulzenauferner). 3.Towarzyszące nam krajobrazy. 4. W stronę Doliny Stubai.

Na lodowcu Sulzenau (Sulzenauferner).

I oto jest nasz król Sztubajów!

Sprawnie trawersujemy lodowiec Sulzenau.

Wilder Pfaff 3458 m n.p.m. Okazalej jednak prezentuje się z perspektywy Wilder Fraiger'a.

Bardziej znany wygląd Zuckerhütl to ten ze śniegiem podchodzącym pod sam czubek wierzchołka.

Sonklarspitze 3444 m n.p.m z lodowcem Triebenkarlas (Triebenkarlasferner).

Jesteśmy w miejscu o nazwie Pfaffenssattel 3344 m n.p.m. Jest to przełączka oddzielająca dwa szczyty: Zuckerhütl i Wilder Pfaff. Ze względu na bliskie sąsiedztwo korci postawienie stóp na obu. Trzymamy się jednak planu. Gdy przyglądam się ogołoconej ze śniegu kopuły szczytowej Zuckerhütl, zastanawiam się pomiędzy którymi skałami prowadzi droga.

Pfaffesnattel 3344 m n.p.m

Podchodzimy do najwyższego punktu gdzie zalega jeszcze śnieg. Decydujemy się zdjąć raki by lepiej czuć skałę. Po pokonaniu kilku skalnych sekwencji, pojawiają się pierwsze metalowe punkty wspomagające asekurację. Od tego momentu wiążemy się liną i pilnujemy się by zawsze sznurek pomiędzy nami był "przepleciony" przez chociaż jeden uchwyt. Skalne trudności w zastanych warunkach oceniłabym za I/ II (wg skali UIAA).

1. Letnia kopuła szczytowa Zuckerhütl w bliska. 2. W ciągu całego dnia minęliśmy tylko jeden zespół! 3. Widok na lodowiec Triebenkarlasferner. 4. W skalnym labiryncie.

Ciekawe czy zdążymy coś zobaczyć ze szczytu. Chmury niepokojąco zbliżają się do nas.

Dobrze, że lód w zacienionych miejscach zdążył się wytopić.

Metalowi przyjaciele wspomagający psychę.

W końcu za kolejnym załomem skalnym, ukazuje się nam charakterystyczny kształt krzyża. Do wierzchołka mamy już tylko jakieś 50 metrów. 

1. Szczeliny lodowcowe. 2. Daleko jeszcze? 3. Niedaleko!

Jesteśmy na szczycie! Micha mi się cieszy, bo o Zuckerhütlu myślałam od dawna. Tak naprawdę to Seven Summits Stubai spowodował, że działania organizacyjne i logistyczne wobec tej góry przybrały na realności. Dziurkacz znajdujemy w skrzynce po nieobecnej książce szczytowej. Obowiązkowo stemplujemy karty i robimy zdjęcia pamiątkowe z Narodową. 

Zuckerhütl 3507 m n.p.m

Widok na Dolinę Stubai z wierzchołka Zuckerhütl.

Przyznam szczerze, nie byłam mentalnie przygotowana na takie zmagania skalne w kopule szczytowej. Chyba po cichu liczyłam, że śnieg będzie sięgać znacznie wyżej i wejście odbędzie się przy pomocy raków i czekana. Zuckerhütl zaoferował nam bardziej urozmaicony wariant i przez to bardziej satysfakcjonujący. 

Niestety chmury, które kłębiły się na horyzoncie, przykleiły się do króla Sztubajów. Powiew zimnego wiatru dosadnie nam przekazał, że pora już ewakuować się z wierzchołka. Znając już przebieg drogi i czujne punkty, dużo sprawniej wracamy na Pfaffensattel. 

Zejście z kopuły szczytowej Zuckerhütl z powrotem na Pfaffensattel.

Na Pfaffensattel ponownie zakładamy raki, a lina ląduje w plecaku. Przed nami tak naprawdę powrót po własnych śladach. Nie spodziewamy się raczej nowych widoków i doznań górskich. Chociaż...

Pogoda wciąż pozostaje stabilna, ale w wyższych partiach zaczynają rządzić chmury.

Dla oszczędzenia kolan, wybieramy inny wariant zejściowy w okolicach schroniska Dresdner Hütte. Zamiast pioruńsko stromej drogi, którą rano podchodziliśmy, wybieramy dłuższą, ale o łagodniejszym spadku. Dzięki temu udaje się nam nawet na ostatnich kilometrach, pobyć jeszcze w miarę naturalnym otoczeniu. 

Powrót troszkę dłuższym wariantem, ale za to bardziej zielonym!

Na parkingu meldujemy się o dziwo jeszcze po jasnemu. Jesteśmy zmęczeni, ale zadowoleni z przejścia naprawdę sporej, nikomu niepotrzebnej trasy. 😉 Mamy króla Sztubajów w kieszeni!!!

____________________________


Zuckerhütl (wł. Pan di Zucchero 😎) mieliśmy tylko dla siebie. Całą akcję wysokogórską spędziliśmy praktycznie samotnie, bez obecności innych osób, co dodało smaczku naszemu wejściu na ten szczyt. Zaskoczyła (ale tak pozytywnie!) skalna sekcja w kopule szczytowej. Spodziewaliśmy się raczej, że "atak szczytowy" będzie bardziej śnieżny i przez to łatwiejszy. A tu proszę! Dobrze, że nie zastaliśmy zalodzeń na które uczulają książkowe przewodniki.  Kolejny Zuckerhütl na pewno będzie skiturowy, gdyż jest świetnym celem narciarskim w okresie zimowo-wiosennym. Będzie wtedy okazja zobaczenia na żywo Cukierkowego Pana w pełni ośnieżonej krasie. 


Przebieg naszej trasy bez użycia kolejek i wyciągów, ale w głównej mierze pokrywający się z opisem portalu Stubai:

 

____________________________


 PRZYDATNE LINKI:

Komentarze

Popularne posty

SCHRANKOGEL - trzytysięcznik dla początkujących

DRABINA WAŁBRZYSKA - kondycyjny wycisk w Sudetach!

Jezioro Iseo - poradnik praktyczny [gotowiec urlopowy!]

Szlak Kopaczy - dzienny dystans pieszy pobity!