Ogłoszenie
stanu epidemii w Polsce w drugiej połowie marca 2020 roku całkowicie
pokrzyżowało nasze plany wyjazdowe. Gdy razem z dziewczynami
wracałam z zimowej Wielkiej Raczy, nakręciłyśmy się na niecierpiący zwłoki kolejny zimowy wypad w góry. Nasz azymut miałyśmy
ustawiony wtedy na Tatry. Niestety trzeba było to wszystko odwołać i przełożyć na nieokreślony termin. Zostałyśmy w domach i cierpliwie
czekałyśmy na lepszy czas... Ten w końcu na szczęście nadszedł - 3 miesiące później.
Ależ
cieszyłyśmy się na ten wyjazd! Po czasie życia w izolacji i
ograniczeniu funkcjonowania tylko do podstaw, w końcu poczułyśmy
realną namiastkę powrotu do normalności. Zwłaszcza, że ponownie
otwarto granice w strefie Schengen i koniecznie chciałyśmy z tego
skorzystać, bo epidemii jako tako nie odwołano i krążyły opinie-straszaki o powtórce z marca na jesień.
Góry
Łużyckie/Góry Żytawskie znajdujące się na pograniczu
niemiecko-czeskim fantastycznie wpisały się w przyjętą przez nas
koncepcję wyjazdu o tempie umiarkowanym, obfitującego w liczne
atrakcje z domieszką adrenaliny. Jak w takich małych pod względem
wysokości górach jest to możliwe? Wszystko za sprawą znajdujących
się w ich niemieckiej części via ferrat, wielu punktów widokowych
oraz braku nudy na leśnych szlakach dzięki formom skalnym z piaskowca. Na smaczek dorzuciłyśmy również rodzaj noclegu jakim
było spanie w namiocie na campingu. Taka mieszanka świetnie nastroiła nas na początek lata!
Via
ferrata (niem. Klettersteig) Alpiner Grat oraz Nonnensteig, które
oczywiście miały nam dostarczyć tej wspomnianej adrenaliny, moim
zdaniem idealnie nadają się na pierwsze spotkanie z żelaznymi
drogami wymagającymi użycia lonży do asekuracji. To są jedne z
najbliżej położonych od Polski via ferraty, zawierające większość
elementów jakie możemy spotkać na wielkich, alpejskich żelaznych
drogach, takie jak: drabinka, przewieszka, wiszące mostki w formie
linowej bądź kładkowej czy różnego rodzaju metalowe pręty
pomocnicze. Świetnie nadają się również jako test reakcji na
ekspozycję.
wtorek, 23 czerwca 2020
Na bazę wypadową wybieramy camping See Camping Zittauer Gebirge położony na
obrzeżach miejscowości Zittau, za to w bliskim otoczeniu jeziora
Olbersdorfer (See). Fela nas melduje i odbiera brylok otwierający na terenie campingu wszystkie szlabany i drzwi do sanitariatów. Po wybraniu miejsca, rozkładamy namiot w asyście lokalnego kaczora, który łudzi się, że dostanie od nas jakieś żarcie. Gdy uznajemy, że nasz tymczasowy dom jest gotowy (zabrałam dla nas 4 osobówkę z wielkim
przedsionkiem zakupiony jakiś czas temu specjalnie na misję Mont Blanc), jedziemy do Kauflandu po prowiant na najbliższe trzy dni.
|
1. Siatkówka plażowa 2. Nasz namiot i ochroniarz - kaczor. 3. Kąpiel w jeziorze z widokiem na Góry Żytawskie. 4. Otoczenie jeziora Olbersdorfer (See). |
Korzystając
z długo trwającego dnia, udajemy się jeszcze późnym popołudniem
na krótki spacer po okolicy, do drugiego, ale znacznie mniejszego
jeziorka – Grundbachsee.
Wieczór natomiast spędzamy na naszych poliestrowych salonach. Wjeżdża kolacja na
której królują głównie rybki z konserwy oraz drinki z ginem.
Rozmowy przy dwóch zapalonych lampkach toczą się do późna. Jak dobrze widzieć się znowu na żywo! Ładowanie duszy pozytywnymi chwilami rozpoczęte na dobre... 💛
środa, 24 czerwca 2020
Na
dzisiaj mamy w planach pierwszą ferratkę oraz punkt widokowy
Töpfer. Niestety ze
względu na zapowiadane dość intensywne opady deszczu po południu
zbieramy się rano, by w suchych i przede wszystkim bezpiecznych
warunkach przejść Alpiner Grat. Wsiadamy do auta i podjeżdżamy ok
11 km do kurortu Lückendorf.
Przy głównej drodze znajdujemy praktycznie pusty parking (z
automatem biletowym). Wiszą nad nami ciemne i deszczowe chmury.
Oby przedwcześnie nie odkręciły kurków z wodą...
|
1. Urokliwie wyglądająca architektura w rejonie niemieckich Gór Żytawskich. 2. Idziemy na pierwszą ferratkę. 3.Kwitnąca naparstnica 4. Wieża widokowa na szczycie Hvozd 749 m n.p.m. |
Dla
szybkiego dotarcia do miejsca gdzie rozpoczyna się ferrata wspomagam
się nawigacją z aplikacji mapy.cz. Po około 30 minutach podejścia spacerowym tempem,
w końcu ukazuje się nam tabliczka z napisem „Klettersteig Alpiner
Grat”.
|
Alpiner Grat - to tu! |
Ubieramy
na siebie uprzęże, lonże ferratowe oraz kaski. Na tego typu
żelaznych drogach warto mieć również rękawiczki, ponieważ polepszają chwyt, a czasem bywa, że uchronią przed skaleczeniem.
Nie raz spotkałam się z wystającymi ze stalowej liny pojedynczymi drutami.
Jako
pierwsza, pod ferratę podstawia się Achaja. Czekamy z Felą aż
będzie ponad naszymi głowami, by za nią ruszyć. Stojąc na
pierwszym metalowym pręcie, ciężko sięgnąć ręką do drugiego.
Jest taka tendencja w konstruowaniu via ferrat, że początek często
jest wymagający, po to by na starcie zweryfikować nasze umiejętności,
gdyż później często już nie ma odwrotu z ferraty jak zostaniemy w trakcie zaskoczeni trudnościami. Achaja w końcu
wynajduje sposób jak sięgnąć do metalowej liny i bezpiecznie się do niej wpiąć – trzeba było zastosować siłę tarcia i zaufać
podeszwom w butach. Dostajemy z Felą hasło, że możemy ruszać. Po
chwili już wszystkie trzy jesteśmy wpięte do Alpiner Grat. Po
kilku sekcjach znajdujemy się powyżej linii drzew i za naszymi plecami otwiera się
piękny widok na kurort Oybin.
|
Początek via ferraty. Długie ręce się przydają, no albo dobra podeszwa w bucie i oczywiście sucha skała. |
|
Wpięcie do metalowej liny. |
|
Dla Feli to pierwsza w życiu via ferrata! |
|
No i jesteśmy wszystkie trzy na ferracie. |
|
Alpiner Grat to w tłumaczeniu Alpejska Grań. |
|
Są kolejni chętni na ferratkę przed południem. |
|
Via ferrata Alpiner Grat w Górach Łużyckich/Żytawskich. |
|
1. Kurort Oybin 2. Na ferracie nie wolno być gdy jest mokra skała! (piaskowiec). 3. Skałki po której poprowadzono Alpiner Grat. 4. Miniaturka alpejskiej grani. |
|
Jest fajnie! |
Ferrata
ciekawie wiedzie krawędzią skały, by następnie wyprowadzić na
imitację/miniaturkę grani rodem prosto z Alp. Po obu stronach mamy
większą bądź to mniejszą lufę. W nagrodę za pokonanie ferraty
można wpisać się do znajdującej się książki schowanej w
metalowej, prostokątnej puszce. Zostawiamy po sobie ślad w postaci pamiątkowego wpisu, a
następnie pokonujemy ostatnią, już bardzo łatwą sekcję ferraty.
Wychodzimy na przebieg żółtego szlaku pieszego gdy właśnie zaczyna kropić deszcz. Ściągamy z siebie sprawnie sprzęt,
pakujemy go do plecaków i udajemy się jeszcze na balkon (punkt
widokowy), z którego w całej okazałości prezentuje się m.in.
Alpiner Grat.
|
Luzik na końcówce. |
Pierwsza
część planu dnia za nami! Padający deszcz na dobre się rozkręca,
ale jego obecność nam w ogóle nie przeszkadza. Najważniejsze było
zdążyć z przejściem ferraty.
Mglista
i deszczowa aura dodaje uroku teraz pieszej części naszej
wycieczki. Idziemy szlakiem żółtym w stronę punktu widokowego
Töpfer 582 m n.p.m. Leśna
ścieżka jest urozmaicona w różnego typu twory skalne. Jeden z nich - Scharfenstein 569 m n.p.m - jest na tyle konkretny, że poprowadzono na jego wierzchołek metalowe schody. Wchodzimy na niego tylko na chwilkę, bo na Töpferze
znajduje się gospoda Töpferbaude,
w której chcemy się zatrzymać na dłużej i przy okazji napić się czegoś ciepłego.
|
Skalne (s)twory na żółtym szlaku. |
|
Okolice punktu skalnego Töpfer
582 m n.p.m. |
Töpfer
prezentuje nam widoki trochę przymglone i klimat w stylu głębokiej
jesieni. Tylko soczysta zieleń drzew przypomina o lecie w kalendarzu.
|
Okolice punktu skalnego Töpfer 582 m n.p.m.
|
|
Widowiskowe formy skalne w kurorcie Oybin. Na ich szczycie znajdują się ruiny zamku oraz klasztoru. |
|
Kolejne formy skalne wyłaniające się powyżej drzew. |
Dzięki
gęstej siatce szlaków turystycznych oraz szutrowych ścieżek
wracamy na parking w Lückendorfie.
W drodze powrotnej do Zittau ponownie zajeżdżamy do Kauflandu w
celu uzbrojenia się w dodatkowe przekąski. Czeka nas wielogodzinna posiadówka w namiocie, gdyż padający deszcz zamiast słabnąć, tylko przybiera na sile. Na szczęście prognoza pogody na jutro zapowiada się już iście wakacyjna!
czwartek, 25 czerwca 2020
Już
o poranku wita nas słoneczne niebo. Z powodu jednak wielogodzinnych
opadów, musimy strategicznie rozplanować dzień. Przede wszystkim
koniecznie musi obeschnąć skała na drugiej ferracie. Stąd bez
pośpiechu zbieramy się do śniadania, a później do składania
namiotu. Troszkę przed południem opuszczamy camping i jedziemy najpierw do
miejscowości Waltersdorf, z której chcemy rozpocząć wejście na
najwyższy szczyt Gór Łużyckich/Żytawskich – Lausche (niem.) / Luž (cz.) - 793 m n.p.m. Nawigację
mamy ustawioną na parking przeznaczony dla turystów. Niestety
okazuje się, że jest w remoncie. Sytuacja zmusza nas do
zaparkowania w centrum.
Idziemy asfaltową drogą przez miejscowość,
w stronę przejścia granicznego Waltersdorf CZ/D. To właśnie
stamtąd rozpoczyna się główne wejście na szczyt.
|
1. Ukwiecone posesje. 2. Waldersdorf. 3. Lausche (niem.) / Luž (cz.) - 793 m n.p.m. 4. Oryginalne kierunkowskazy. |
Po
1.5h i pokonaniu niewymagających 350 m przewyższenia, przy pomocy
zielonego szlaku wchodzimy na szczyt. Trwają właśnie prace nad budową mini-wieży widokowej, ale niczego nie tracimy bo i bez niej
swobodnie można podziwiać panoramę.
|
Widoki ze szczytu Luž /Lausche. |
W
drodze powrotnej wybieramy ten sam wariant trasy, jednak zanim
dotrzemy do auta, zachodzimy do pobliskiej gospody Rübezahlbaude
i zamawiamy po porcji ciacha. Gdy wjeżdża na stolik, robimy wielkie
oczy.
|
Om nom nom... |
Czas na zmianę lokalizacji. Wsiadamy znowu do auta i podjeżdżamy do Kurortu Jonsdorf, w którym znajduje się druga, godna uwagi ferrata. Nonnenstieg jest dłuższa i uzbrojona dodatkowo w powietrzne elementy typu wiszące mostki. Podejście na start zajmuje nam jedynie 10 minut. Przy ławeczce ubieramy na siebie sprzęt i wpinamy się w pierwsze przęsło metalowej liny. Skała jest sucha. Praktycznie nie ma śladów po wczorajszych ulewach.
|
Nonnenfelsen 537 m n.p.m - tam dotrzemy przy pomocy ferraty. |
|
Początek via ferraty Nonnenstieg..
|
|
Via ferrata Nonnenstieg. |
|
Na ferracie jest kilka trawersów. |
|
Oczywiście jest też skrzynka z książką wpisów. |
|
Fela na trawersie. |
|
W piaskowcowym labiryncie.
|
|
Nonnenstieg ciągle czymś zaskakuje. |
|
Umiejętność sprawnego i szybkiego przepinania karabinków na trudniejszych odcinkach bardzo się przydaje. |
Po pokonaniu kilku bardzo ciekawych sekcji, docieramy do najtrudniejszej o wycenie C/D. Główną trudnością tego miejsca jest przewieszona skała. Pokonanie tego fragmentu wymaga sprytu bądź silnych rąk. Wybieram opcję pierwszą i wspomagam się wpięciem taśmą na sztywno.
|
Zapewne po tym wyjeździe powstaną imienne metody pokonywania trudności ferratowych. 😂 Na razie to ja wiodę w tym temacie prym.😎 |
Dziewczynom
znacznie lepiej idzie pokonanie przewieszki, z czego jestem bardzo
dumna. Mi pozostaje zrobić rachunek sumienia ile przez ostatni czas
zrobiłam by wzmocnić siłę rąk. Ostatnie moje pobyty w
górach bazowały bądź rozwijały siłę nóg oraz kondycję. Ręce
generalnie mam obecnie z watoliny... Trzeba będzie to zmienić, bo
wstyd odwalać takie akcje. Dobrze, że nie było ludzi na ferracie i
nie tworzyłam korków... 🤣
Końcówka ferraty to przejście pomiędzy skałami przy pomocy mostka składającego się z samych metalowych lin. Pod nogami przebiega szlak, którym same za moment będziemy schodzić.
|
Końcowy fragment ferraty to mostek stworzony tylko z metalowych lin. |
Wychodzimy
na główny punkt widokowy Nonnenfelsen, który widziałyśmy od
dołu, z pułapu parkingu. W panoramie widać m.in. Lausche, na
którym jeszcze kilka godzin temu byłyśmy.
|
Nonnenfelsen 537 m n.p.m |
Nasz pobyt w Górach Żytawskich powoli dobiega końca. Jeszcze tylko pół godzinki by już w wariancie pieszym wrócić na parking. Niestety musimy już kierować się w stronę domu. Z tego dnia dałoby się jeszcze coś bardzo fajnego wycisnąć, już bez potrzeby zmiany lokalizacji. Z tego samego parkingu startuje bowiem trasa przez Jonsdorfskie skalne miasto. Jest to kolejny ciekawy zakątek tych gór, uzbrojony w liczne ciekawe formy skał piaskowcowych. Cztery lata temu całą trasę miałam okazję przejść razem z Iwoną w jesiennych warunkach. Link do relacji poniżej:
A jak wypadło Łużyckie ferratkowe-łaziorkowe? Pobyt w tych klimatycznych górach blisko polskiej granicy bardzo nam się podobał. Udało się w tym przyciężkawym turystycznie 2020 r. wyszarpać trochę bytności powyżej poziomu morza. Dziewczyny miały okazję pierwszy raz poznać via ferraty. Bardzo liczę na to, że w przyszłości w tym rejonie pojawią się nowe żelazne drogi. Do momentu aż myślenie życzeniowe się spełni, pewnie zdążymy wspólnie wyruszyć na podbój tych alpejskich...
Komentarze
Prześlij komentarz