Oczywiście
i w tym roku dałam ciała i żadnego wyjazdu nie miałam
zaplanowanego, a niestety dotarłam do granicy wytrzymałości. Gdy
zobaczyłam w prognozach pogody, że nie ma cienia szansy na chociaż
chwilową poprawę, uznałam, że choćbym miała rozłupać
skarbonkę, to spróbuję oszukać porę roku w kalendarzu.
Pierwszy kierunek jaki przyszedł mi od razu do głowy to Jezioro Iseo nad
którym byłam rok temu w maju, w ramach właśnie poniekąd
szybszego zaznania słońca na skórze. Będąc jednak w takim
kiepskim stanie na początku marca, przerażał mnie fakt, że
musiałabym czekać jeszcze dwa miesiące! Potrzebowałam światełka
w tunelu, potrzebowałam mieć cel by dać radę wytrzymać, dlatego
uparłam się, że wyjazd „na podreperowanie zdrowia psychicznego” musi się
odbyć trochę wcześniej.
Zaczęłam
szukać jakiś znośnych cen biletów lotniczych z Wrocławia do
Bergamo w terminie „po Świętach Wielkanocnych”. Los uwzględnił moje potrzeby i nawet w gratisie dorzucił całkiem fajną
konfigurację: piątek (godzina wylotu: bardzo wczesna) - wtorek
(godzina wylotu: po południu).
Co
prawda kwiecień wcale nie dawał mi gwarancji, że w północnych
Włoszech będzie słoneczna pogoda. Ba! Nawet wyczytałam w
statystykach meteorologicznych, że bywa najbardziej deszczowy. Przez
chwilę nawet ta wiadomość spowodowała zawahanie przed kliknięciem
zakupu biletów na stronie Ryanaira, ale szybko się na szczęście
zmitygowałam i po prostu wyłączyłam czarnowidztwo i myślenie
„gdybająco-wybiegające w przyszłość”. Pomyślałam sobie, że
nawet sama zmiana otoczenia już powinna mi pomóc w osiągnięciu
lepszego samopoczucia. Szukając kolejnych plusów, znalazłam m.in.
również motyw na zabranie śpiwora Volven Skadi 600, który otrzymałam do testowania od sklepu Skalnik. Pomysł biwaku na szczycie? Biorę w ciemno!
Takie smaczki górskie to wyjadam prosto z ręki!
Nie
wiem czy też to zaobserwowaliście albo czy w ogóle czegoś takiego
doświadczacie, ale zauważyłam pewną grę psychologiczną w jaką
bawi się często ze mną prognoza pogody. Wygląda to mniej więcej
tak:
Planuję wyjazd w góry i ustalam kierunek z uwzględnieniem akceptowalnej
prognozy pogody lub też ze względu na odległy termin w ogóle nie
analizuję jeszcze kwestii pogodowych.
Mniej
więcej, gdy do wyjazdu pozostaje 1,5 tygodnia zaglądam w prognozę
pogody i często co widzę to, że jest „normalna”.
Gdy
pozostaje tydzień do wyjazdu nagle ze słoneczek lub chmurek (nawet
z deszczem czy ze śniegiem) na piktogramie ukazują się znikąd
ciemne chmury z katastrofalną w skali stulecia ilością opadów
lub dodatkowo ma się przyplątać wiatr, który poderwie cię bez
problemu od ziemi.
Tutaj
następuje główna rozgrywka psychologiczna: Czy ucieknę w
popłochu i zmienię szybko plany/kierunek by odbył się
jakikolwiek wyjazd czy wytrzymam ten stan i ze spokojem poczekam na
rozwój sytuacji.
Gdy
pozostaje mniej niż tydzień do wyjazdu, nagle sytuacja się
zmienia. Np. z 40 mm zapowiadanych w ciągu doby opadów ma być już
znacznie mniej lub załamanie pogody się skróci/przesunie.
Często
bywa, że ostatecznie pogoda na wyjeździe wcale nie jest aż tak
katastrofalna!
Prognoza pogody z dnia na dzień (max do trzech dni z wyprzedzeniem) oczywiście częściej się
sprawdza. Opisuję tutaj motyw z „prognozą długoterminową”.
Niemniej jednak to jest jawne trollowanie!
I
tak z tą prognozą pogody również było i przed tym wyjazdem.
Fakt, załamanie pogody było nieuchronne, bo obejmowało większą
część Europy i przemieszczało się z zachodu na wschód, ale we
wstępnych założeniach na Prealpy Bergamskie, które otulają
Jezioro Iseo miały spaść jakieś kosmiczne opady śniegu, a
miasteczka to chyba z nadmiaru wody miała nawiedzić powódź jakiej
świat nie widział.
Postanowiłam
nie nakręcać się na te pikogramy i z przygotowaną rozpiską na
awaryjne motywy wycieczkowe, spokojnie czekać na dzień wylotu.
Okazało się ostatecznie, że główne epicentrum nad Włochami
przeszło w czwartek, a w piątek miało przywlec się nad polskie
niebo, czyli akuratnie wtedy kiedy miałam zaplanowaną „ucieczkę”!
Ha! I kto tu kogo strollował? 😎
piątek, 14 kwietnia 2023
Lotnisko
„Orio al Serio” w Bergamo przywitało nas rześkim powietrzem,
ale za to z bardzo dobrą widocznością. Najbliższe góry (odległe
od nas na około 50 km) wyraźnie konturowały się na horyzoncie, a
te nieco wyższe pokryte były śniegiem. Cóż,
zamysł wybycia na krótki urlop w Prealpy Bergamskie miał na celu
przede wszystkim odnalezienie słońca, którego mi tak bardzo brakowało w Polsce. A śnieg w górach? Uznaliśmy, że może uda nam się też go spotkać na swej drodze niewiele.
Po przejeździe autobusem lotniskowym pod dworzec kolejowy w Bergamo, zakupiliśmy bilety na pociąg do miejscowości Pisogne (znajdującej się na północno-wschodnim brzegu Jeziora Iseo). W trakcie trwania podróży, temperatura powietrza znacznie się podniosła, a na niebie w pełnej krasie pojawiło się słońce. Gdy tylko wylazłam z pociągu i dosłownie chwilę przeszłam się deptakiem w Pisogne, poczułam jak moje życiowe baterie właśnie zaczynają się ładować. Pomyślałam, że nawet jeżeli nie uda się nic urobić w górach to absolutnie nie będę żałować przyjazdu tutaj! Udaliśmy się do portu z którego za kilka minut miał odpłynąć prom do Lovere - miejscowości znajdującej się na zachodnim brzegu Jeziora Iseo.
W Lovere, na małym placu przy fontannie zjedliśmy po kilka kawałków pizzy i udaliśmy się do hostelu "Ostello del Porto". Dostaliśmy pokój ze świetnym widokiem na port "Porto Turistico di Lovere" oraz szczyt Corna Trentapassi na którym byłam w zeszłym roku! Pogoda zachęcała do skorzystania z drugiej połowy dnia, ale my musieliśmy odespać zarwaną noc, więc szybciutko udaliśmy się na śpiulkando.
Oceniając prognozę pogody oraz od jakiej wysokości leżał śnieg, za cel wycieczki z biwakiem wybraliśmy Monte Alto (1721 m n.p.m.), które co prawda nie dzierży miana najwyższej góry w okolicy, ale za to oferuje świetne widoki (nie tylko na samo Jezioro Iseo), ale przede wszystkim również wygodne warunki terenowe do rozłożenia namiotu.
sobota, 15 kwietnia 2023
Głównym celem na dzisiaj było doczłapanie się na szczyt Monte Alto i spędzenie na nim nocy pod namiotem. Po śniadaniu w hostelu i krótkiej wizytacji w lokalnym supermarkecie, spokojnym krokiem udaliśmy się wąskimi uliczkami miejscowości, w celu dostania się do pierwszych szlakowskazów. We Włoszech są one biało-czerwone i obok nazw konkretnych miejsc podają również czas dotarcia. Zanim zaznaliśmy pod stopami typowej, górskiej ścieżki, sporo kilometrów przeszliśmy po zwykłym asflacie między wioseczkami. Kompletnie nam to nie przeszkadzało. Widoki oraz słońce z pięknym, błękitnym niebem niwelowały wszelkie słabe punkty naszej wycieczki.
Fajne widoczki na wiosenne Alpy :)
OdpowiedzUsuńDojazd wydaje się nie taki zły, więc może kiedyś uda się mi odwiedzić tę okolicę...